"Assassin's Creed II"
Ubisoft Montreal, dystr. Ubisoft Polska, X360, fonia pol., napisy pol., 18+,
Satysfakcja: 8
Grafika: 8
Fonia: 8







Reklama

A jeśli śmierć wielkiego mistrza Jakuba de Molay na inkwizycyjnym stosie w 1314 roku była nie końcem templariuszy, tylko początkiem nowego rozdziału w działalności zakonu? Czy asasyni, otoczeni mroczną sławą zabójców nie do powstrzymania, przetrwali nie tylko w podkolorowanych przez Marco Polo przekazach z epoki krucjat do Ziemi Świętej?

Tak jak „Assassin’s Creed”, tak i jego tegoroczna kontynuacja opowiada o trwającej od wielu wieków wojnie templariuszy z organizacją asasynów. W czasach nam współczesnych templariusze – tak jak asasyni działający w ukryciu przed światem - zyskali znaczącą przewagę. Jeśli badania pamięci genetycznej porwanego przez nich Desmonda Milesa, potomka rodu asasynów, przyniosą odpowiedź na pytanie, gdzie spoczywa w ukryciu pewien niezwykle dla obu stron cenny artefakt, nic już nie przeszkodzi templariuszom w narzuceniu światu swojej woli. Asasyni nie czekają na to bezczynnie.

Tym razem nurkujemy w tym zakamarku pamięci genetycznej Desmonda, który odziedziczył po urodzonym w renesansowej Florencji Ezio z rodu Auditore. Jest to historia lepiej opowiedziana niż losy Altaira, bohatera pierwszej gry. Ezio Auditore da Firenze jest mniej przezroczysty, bardziej nas obchodzi. Poznajemy go jako beztroskiego młodego hulakę. Po śmierci ojca i braci w wyniku spisku oraz zdrady myśli tylko o zemście oraz zapewnieniu bezpieczeństwa matce i siostrze. Gdy dowie się, że dla ojca profesja bankiera była tylko przykrywką, postanawia pójść w jego ślady i zostać asasynem. Wkracza w świat skrytej w cieniu wojny i wielkiej polityki.

Reklama

Siłą „Assassin’s Creed II” jest mocne osadzenie w realiach historycznych. Pisałem już w relacji z pokazu we Florencji o skrupulatnym odtworzeniu architektury tego miasta z przełomu XVI i XVI wieku, kiedy to rozgrywa się akcja - na tyle, na ile umożliwiają to ograniczenia programu (renesansowa Florencja była większa, pomniejszono też charakterystyczne dla miasta budynki, jak katedra Duomo czy dzwonnica Giotta). Z równą troską odtworzono ówczesne stroje, elementy wystroju wnętrz, miejskie zwyczaje. Ezio jest wysportowany jak makak, z łatwością skacze po dachach i wspina się na najwyższe wieże, nie brakuje zatem okazji, by podziwiać piękno odtworzonych w grze słynnych włoskich miast-państw (odwiedzimy m.in. Wenecję). W panoramicznych ujęciach ten świat wygląda najbardziej efektownie, zbliżenia już nie mają tego blasku.



Autorzy starali się oddać specyfikę polityki tamtych czasów - bezpardonowe walki stronnictw, intrygi, skrytobójstwa. Z nawiązań do wydarzeń historycznych uczynili jedną z głównych atrakcji. Przykładowo, jako Ezio uratowałem przed śmiercią Wawrzyńca Wspaniałego (czyli Lorenza de' Medici - skądinąd nawet podobnego tu do historycznej postaci z portretów), którego próbowali zasztyletować spiskowcy z rodu Pazzi - w grze utajnieni templariusze, wielcy wrogowie rodu Auditore. Taki zamach rzeczywiście miał miejsce, i tak jak w grze zginął w nim brat Wawrzyńca Wspaniałego. Główną nieścisłość - do ataku doszło już we wnętrzu katedry Matki Boskiej Kwietnej, a nie przed głównym wejściem - łatwo scenarzystom wybaczyć. Wyłapywanie nawiązań do rzeczywistych zdarzeń to pyszna zabawa.

Reklama

Jak wynika z powyższego epizodu, Medyceusze będą w tej grze dłużnikami rodu Auditore - a zatem jako wrogowie Pazzich i wspierającego ich papieża Sykstusa IV naturalnymi sojusznikami. Z kolei śmiertelnym wrogami okaże się patron Pazzich Rodrigo Borgia, czyli późniejszy papież Aleksander VI. Jak widać, Ezio z namiestnikami Piotrowymi nie jest tu w najlepszych stosunkach.

Z napięciem śledzi się tę opowieść. Chcemy wiedzieć, co zdarzy się jutro, jak potoczą się losy Ezia i jego rodziny. Cała reszta wydaje się dodatkiem do fachowo prowadzonej narracji w fachowo przygotowanych dekoracjach. Ta gra to po prostu historyczna political fiction w formie interaktywnego spektaklu. Tym bardziej szkoda, że autorom skryptu zdarzają się czasem doprawdy zbędne potknięcia. Przełknąłem jakoś prezentację przodków Ezia, którzy, jak się okazało, byli odpowiedzialni za śmierć Aleksandra Macedońskiego, Kserksesa, Kaliguli, Dżyngis-chana itd. - cóż, scenarzyści przedawkowali chianti czy też absynt, zdarza się. Gorzej zniosłem poszukiwanie bezcennych fragmentów pergaminu spoczywających w kufrach rozsianych beztrosko po osadzie. Takie nonsensy można było nam darować.

Długo by pisać o mniej lub bardziej udanych wypełniaczach tej gry. O pościgach po dachach, o zabawie w ekonomię (inwestujemy w banki, sklepy i zamtuzy z nadzieją na stałe dochodu), o kupowaniu lepszych zbroi i broni, o zmyślnym konstruktorze Leonardzie da Vincim, który czasem wspomoże jakąś sprytną konstrukcją, o nadal nudnej, źle zaprojektowanej walce bronią białą i efektownych zamachach z ukrycia, o animacji konia w kłusie, przy której płaczę ze śmiechu, o przekradaniu się ulicami miast między patrolami w tłumie przechodniów lub w wianuszku wynajętych kurtyzan, które skutecznie odwracają uwagę strażników, o poszukiwaniu skarbów w katakumbach kościołów, o zrywaniu listów gończych ze ścian, by osłabić nagonkę - tylko po co. W tej grze atrakcją są historia i Historia, zgrabnie ze sobą splecione. Z ostatniej chwili: polską premierę "AC II" przełożono na 4 grudnia.