"Sny (nie)rzeczywiste"
Mieczysław Szczuka, Artur Żmijewski i Yael Bartana, KwieKulik, Nicolas Grospierre, Patryk Kowalczyk
Instytut Awangardy, Warszawa
ideozy.blogspot.com



Musi zaginąć rozdział będący wynikiem parweniuszowskiego wstydu burżuazji - rozdział produkcji od życia i spraw kultury, rozdział pociągający za sobą sfetyszyzowanie obłudne wszystkich przejawów działalności człowieka, a zarazem szereg potwornych kłamstw oblepiających wszystko, począwszy od giełdy, instytucji rządowych i demokracji parlamentarnej, a skończywszy na najdrobniejszych najcodzienniejszych sprawach - pisał w 1927 roku Mieczysław Szczuka, rewolucyjny awangardzista domagający się zniesienia granicy między sztuką a pracą i życiem. Marzył o zaprojektowaniu Nowego Wspaniałego Świata. Niektóre z tych projektów oglądamy na Snach (nie)rzeczywistych. To koncepcje zbliżone do współczesnych Szczuce prac Le Corbusiera - wizje mieszkań ogrodów w szklanych domach w miastach ogrodach. Mowa tu o architektoniczno-społecznej utopii, która doczekała się prozaicznego urzeczywistnienia w postaci blokowisk.




Reklama


Utopia blokowiska

Ironia polega na tym, że wizje Szczuki oglądamy właśnie w jednym z takich bloków. Siedziba Instytutu Awangardy mieści się na ostatnim piętrze gomułkowskiego mrówkowca. Jego sercem jest mieszkanie, w którym żyło dwóch niezwykłych artystów: Henryk Stażewski, weteran pierwszej awangardy z pokolenia Mieczysława Szczuki, oraz Edward Krasiński, neodadaista, który do awangardowej tradycji podchodził z głębokim poczuciem absurdu - zarówno egzystencji, jak i sztuki. Po śmierci Stażewskiego w 1989 roku Krasiński został w mieszkaniu sam, powoli przekształcając je swoimi interwencjami w wielką instalację.



Krasiński nie żyje od 2004 roku. Trzy lata później Fundacja Galerii Foksal udostępniła jego mieszkanie publiczności jako Instytut Awangardy. To miejsce jest po trochu izbą pamięci, gabinetem osobliwości i muzeum, a jednocześnie instytucją, która dostarcza ciekawego kontekstu do debat o pełnej paradoksów historii awangardowych snów. Taka debata toczy się teraz w Instytucie w ramach projektu "Ideozy". To cykl sześciu wystaw przygotowanych przez studentów historii sztuki UW; projekty są inspirowane wykładami prof. Andrzeja Turowskiego i realizowane pod jego naukową opieką. "Sny (nie)rzeczywiste", druga wystawa z serii, poświęcona jest "postawom artystów wobec sztuki społecznie zaangażowanej".

Reklama


Nostalgia za inżynierią

Reklama

W czasach Szczuki było łatwiej. Artysta z wiarą w przyszłość mógł śnić nierzeczywisty sen o domach ogrodach. Sen dawno stał się szarą rzeczywistością bloku z wielkiej płyty, a dawna wiara zakażona jest sceptycyzmem. Zaangażowanie realizuje się dziś jako przedmiot niekończących się dyskusji nad dziedzictwem nowoczesności i - jeszcze bardziej jako przedmiot nostalgii za heroicznymi latami walki, w których sztuka była czymś więcej niż po prostu sztuką; marzyła, by stać się inżynierią społeczną, instytucją zbiorowego wychowania, może nawet następczynią religii.

Współczesnym uosobieniem tej nostalgii jest Artur Żmijewski. Na "Snach (nie)rzeczywistych" oglądamy film, który artysta nakręcił w rok temu w Izraelu. Żmijewski był wówczas zaproszony do zaprezentowania jednej ze swoich prac na wystawie "Historia przemocy" w Musem of Art w Hajfie. Końcówka przygotowań przypadła na izraelską inwazję na Strefę Gazy z przełomu 2008 i 2009 roku. Żmijewski wycofał pracę z wystawy i zaproponował inną - nakręcony na gorąco zapis wideo z antywojennej demonstracji w Tel Awiwie. Kuratorki nie zgodziły się tego filmu pokazać, twierdząc, że nie posiada on jakości artystycznych. Film oglądamy teraz w Instytucie Awangardy. Wideo, w rzeczy samej dość surowe, świetnie ilustruje problem współczesnej sztuki zaangażowanej. Braku zaangażowania nie da się Żmijewskiemu zarzucić, co jednak ze sztuką?



Odpowiedzią na to pytanie są poniekąd rozłożone w Instytucie Awangardy tomy - oprawione w tekturę kolekcje gazet z różnych części świata, w których Żmijewski niebieskimi karteczkami ponaznaczał interesujące go artykuły: prasowe newsy o wojnach, demonstracjach, kryzysach. W ten sposób dochodzimy do kresu awangardowej podróży; mówimy "precz ze sztuką" i zaczynamy wraz z artystą czytać gazety.

Ta prasówka objawia się jako manifestacja artystycznej bezradności wobec problemu zaangażowania. Wejście na teren polityki oznacza tu praktycznie wyjście z przestrzeni sztuki w obszary publicystki, bezpośredniego aktywizmu - w samej sztuce zdaje się dziś brakować języka do wyrażenia postaw zaangażowanych.

Czy oznacza to, że zaangażowani twórcy skazani są na przemianę z artystów w polityków i aktywistów? Ironia "Snów (nie)rzeczywistych" polega na tym, że jest wręcz przeciwnie. Rynek sztuki ma bowiem tę szczególną właściwość, że jest wszystkożerny. Potrafi strawić każdą postawę i wydalić w postaci dzieła sztuki. Zaangażowanie krzepnie w artystyczną formę, zanim zdoła politycznie zadziałać. I na tym polega największa klęska zaangażowanej awangardy; dla artysty nie ma ucieczki przed sztuką, która dopadnie go wszędzie - nawet w życiu.