Najpierw były protesty katolików i prawosławnych. Potem głodówkę ogłosił proboszcz mińskiej parafii pw. św. Szymona i Heleny, ks. Władysław Zawalniuk. Wtedy zapadła klamka o zakazie wyświetlania.
Od poniedziałku już nikt nie obejrzy więc opowieści o życiu Jezusa, który wcale nie umarł na krzyżu, a poślubił Marię Magdalenę i miał z nią dzieci. Ostatnie projekcje odbędą się jeszcze w ten weekend, bo bilety zostały już wyprzedane. Pojawiły się nawet "koniki", które żądają za bilet potrójnej ceny.
Inaczej protestują we Włoszech. W miasteczku Ceccano przeciwnicy filmu spalili na stosie książkę, na podstawie której został nakręcony film. Happening rozpoczął się w samo południe. Brali w nim udział lokalni politycy chadeccy i z prawicowego Sojuszu Narodowego.
Protest obserwowało kilkudziesięciu mieszkańców miasteczka. Nagle z tłumu poleciały pomidory w stronę stosu. To rzucali zwolennicy filmu. Po chwili główny plac miasteczka przerodził się w pole keczupowej bitwy.
Światowa premiera "Kodu da Vinci", w reżyserii Rona Howarda odbyła się w czwartek. Dzień wcześniej na pokazie podczas 59. festiwalu w Cannes, film został wyśmiany i wygwizdany przez dziennikarzy. W wielu krajach na całym świecie, na długo przed zapowiadaną premierą, odbywały się protesty przeciwko wyświetlaniu go w kinach. We wspólnej walce pojednali się katolicy, prawosławni, a nawet muzułmanie. Żadne z protestujących państw nie wprowadziło jednak zakazu wyświetlania "Kodu da Vinci".
"Kod da Vinci" schodzi z białoruskich ekranów. Zakaz wprowadziła państwowa firma dystrybucyjna. Jak powiedział jej szef, kino nie powinno być "jabłkiem niezgody". Białoruś jest pierwszym państwem, które zakazało wyświetlania "Kodu". Tymczasem we Włoszech doszło między zwolennikami i przeciwnikami filmu do bitwy... na pomidory!
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama