"Sceny walki wyglądają jak bójki ulicznych gangów", "Aktorzy są całkowicie niewidoczni", "Scenarzysta, reżyser i aktorzy całkowicie zgubili się w świecie Tolkiena" - to tylko najłagodniejsze recenzje, jakie chłostały "Władcę Pierścieni". Po kanadyjskiej klapie kierownictwo podjęło wreszcie jedyną słuszną decyzję, i po sześciu miesiącach światowego tournee, nad musicalem zapadła kurtyna.

A zapowiadało się tak dobrze. Muzykę skomponował jeden z najlepszych hinduskich kompozytorów - A. R. Rahman, budżet z 24 milionami dolarów, 55 aktorów, 500 kostiumów i sława filmu, który stał się kasowym przebojem, miały zagwarantować musicalowi sukces. Tyle, że nie wyszło. Aktorzy nie potrafili dobrze zagrać, a w bogatej scenografii zginęła cała tolkienowska magia.

W końcu producenci powiedzieli dosyć. Musical, który miał podbić świat, wylądował w koszu.



Reklama