Na drugoplanową rolę w filmie "Mr Harris" Ellen Burstyn przypadły... dwie linijki tekstu. Dokładnie 38 słów. Ale akademia telewizyjna, odpowiedzialna za plebiscyt, nie widzi nic złego w tym, że aktorka otrzymała nominację. Zgłoszona do konkursu przez jedną ze stacji telewizyjnych, w internetowym głosowaniu Ellen Burstyn uzyskała ogromne poparcie widzów.

Reklama

Złośliwi twierdzą, że nie o tę konkretną rolę chodzi. Tłumaczą, że 74-letnia Burstyn otrzymała mnóstwo głosów, bo jest lubiana i znana z wcześniejszych ról, chociażby z "Egzorcysty" czy "Requiem dla snu". Krytykują akademię za niejasne kryteria przyznawania nagród Emmy, zwanych też "telewizyjnymi Oscarami". Bo artystów do konkursu zgłaszają zazwyczaj ich agenci, czasem gwiazdy wpisują się na listę same. Wystarczy, że... wpłacą 250 dolarów. O tym, kto przejdzie do głównej tury, decydują internauci, a ostatecznych laureatów wybiera jury.

Być może - pod naciskiem krytyków - amerykańska akademia telewizyjna zdecyduje się wprowadzić do regulaminu Emmy minimalne wymagania co do czasu występu aktora na ekranie. Bo na razie takiego minimum nie ma.