Z powodu przepychanek o kasę, jak zwykle ucierpią widzowie. Telewizja Publiczna twierdzi, że dawała nawet 100 tysięcy złotych za zgodę na transmisję koncertu. Ponoć organizator się na to zgodził. Ten z kolei twierdzi, że na nic się nie zgadzał, a suma jest śmiesznie niska, jak na gwiazdę tego formatu. Obie strony już ze sobą nie rozmawiają i szanse na transmisję koncertu maleją z godziny na godzinę.

Reklama

Smaczku dodaje jeszcze fakt, że patronem medialnym jest... Polsat. Ale on z kolei ma niewielkie szanse na transmisję występu Gilmoura, bo jest telewizją prywatną. A muzyk nie chce być dostępny tylko dla wybranych, którzy mają dostęp do stacji komercyjnej. Albo wszyscy zobaczą go w Jedynce, albo nikt. I najprawdopodobniej ta druga możliwość "wygra".

Dlatego fani Pink Floyd mogą jedynie cierpliwie czekać na DVD albo jechać na trzygodzinny koncert do Gdańska. Bilety jeszcze są. Organizatorzy spodziewają się 100 tysięcy ludzi. Tyle samo, co w zeszłym roku na występie Jeana Michela Jarre'a. Oba koncerty (również te planowane na przyszłość) mają upamiętniać powstanie Solidarności (1980), dlatego odbywają się w Stoczni Gdańskiej.