Sam muzyk reklamuje swoją płytę właśnie jako "Sierotki, które warto przygarnąć, bo one nie kąsają, a potrzebują uwagi". I żeby przekonać do tego swoich fanów, wyrusza w trasę koncertową po Stanach Zjednoczonych. To dość nietypowy sposób, jak na tego niezwykle utalentowanego bluesmana. Bo koncertów raczej unika. A każde takie wydarzenie przyciąga tłumy wielbicieli.

Reklama

Ciekawe jednak jest, że płyty Waitsa nigdy nie rozchodziły się w setkach tysięcy. A większość pieniędzy, które zarobił, zdobył podczas procesów o prawa autorskie z takim koncernami, jak Frito Lay, Opel czy Levi's.

Jego zachrypnięty głos, który zawdzięcza papierosom i burbonowi, jest rozpoznawany przez wszystkich wielbicieli bluesa. Ale tylko przez nich. Bo pomimo że występował przed koncertami takiej tuzy jak Frank Zappa, Ameryka nigdy nie pokochała Waitsa. Jednak o swoje "Sierotki..." raczej nie musi się w Europie martwić. Bo my wiemy co dobre i warte posłuchania.