Oczywiście nie oznacza to, że "Babel" jest filmem nieudanym. Zobaczyć trzecią część trylogii Meksykanina na pewno warto! Mając jednak w pamięci siłę rażenia debiutanckiego "Amores Perros" i zegarmistrzowską precyzję poruszających "21 gramów", można stwierdzić, że twórca zmęczył się już układaniem puzzli z pogmatwanych historii.

Reklama

Tym razem forma, a raczej nadmierna dbałość o konstrukcję filmu, przesłoniła treść i emocje. Te ostatnie przesądzały bowiem dotąd o sile jego obrazów. Bo choć przesłanie mówiące o braku porozumienia między ludźmi jest nader czytelne, choć aktorzy (włącznie z Bradem Pittem) radzą sobie znakomicie, choć scalenie kilku różnych historii z różnych stron świata dowodzi nie lada kunsztu, to "Babel" nie porusza. Pozostaje świetnie spreparowanym, zimnym filmem, zaś misternie ułożona mozaika fabularna, choć budzi budzi podziw, pozostawia nas obojętnymi.

Trzy historie ze wspólnym mianownikiem - jednym strzałem z karabinu - łączą bohaterów z różnych miejsc świata i kultur. Synowie pasterza z marokańskiej pustyni, bawiąc się bronią, strzelają do autokaru pełnego amerykańskich turystów. Kula trafia Amerykankę (Cate Blanchett), która wybrała się z mężem Richardem (Brad Pitt) w podróż mającą uzdrowić ich relacje po śmierci dziecka. Od najbliższego szpitala dzielą ich godziny drogi, autokar kieruje się do odległej wioski, w której można znaleźć tymczasowe schronienie.