Ponad milion widzów w kinach w 1994 roku, dziesiątki emisji telewizyjnych, wydanie DVD... Mimo to "Pulp Fiction" znów będzie wyświetlany w polskich kinach. Wciąż są ludzie, którzy obraz Quentina Tarantino chcą oglądać na wielkim ekranie.

Reklama

Stanie się to 15 grudnia. Jeśli ktoś nie pamięta filmu, przypomnijmy go w kilku zdaniach. Vincent Vega (powracający wtedy na ekrany John Travolta) i Jules Winnfield (Samuel L. Jackson) - dwóch żołnierzy gangu prowadzonego przez Marsellusa Wallace zostaje wprowadzonych w wir wydarzeń, których finału nie był w stanie przewidzieć nikt.

Znalazło się tu miejsce na gorący taniec z Mią Wallace (Uma Thurman), ustawianą walkę bokserską, którą ambitny pięściarz (Bruce Willis) postanawia wbrew regułom wygrać, i na przypadkową masakrę w samochodzie, której skutkami zajmie się Winston "The Wolf" (Harvey Keitel).

Film od razu stał się wielkim sukcesem. Do dziś w naszej świadomości pozostały niezapomniane dialogi. Niektóre kwestie - takie jak "Zed is dead", "I love you Honey Boney", "idę przypudrować nosek" czy "zrobię ci z d... jesień średniowiecza" - na stałe weszły do światowej popkultury.

Ponowne wyświetlanie w kinach tego filmu to pomysł tylko z pozoru szalony. "Pulp Fiction" dla pokolenia dorastającego w latach 90. jest filmem tak kultowym, jak dla starszych widzów nasz poczciwy "Rejs". Wszyscy doskonale znają każdą kwestię, każdy ruch aktora, każde spojrzenie, a mimo to powracają do filmu, by cieszyć się nim kolejny raz.