Słowo "rak", które wielu z nas przyprawia o gęsią skórkę, nie przeraziło Leona Niemczyka. Aktor w lutym wyznał "Faktowi": "Ja się wcale nie boję! W moim wieku nowotwór jest już podobno niegroźny. Zresztą mam już prawie 83 lata, to ile mi jeszcze zostało?"

Reklama

Lekarze troskliwie się nim opiekowali. Zabronili przemęczać się i stresować. Ale on nic sobie z tych zaleceń nie robił. Nie przestawał pracować. Bo Niemczyk nie mógł wysiedzieć na miejscu. Nosiło go, tyle miał w sobie energii.

Nie opuszczał planu mimo kolejnych zabiegów. "Chyba nie jestem w najgorszej formie. A poza tym jestem w cudownych rękach" - mówił "Faktowi". O swoich lekarzach opowiadał w samych superlatywach. I nigdy nie opuszczał go optymizm. Na każdą okazję miał jakąś anegdotę. Wiecznie pogodny, potrafił śmiać się z siebie i z dystansem podchodzić do życia.

Gdy we wrześniu znów zasłabł, obiecał, że przestanie się przepracowywać. Zrezygnował z grania w "Złotopolskich". "Ale pracę nad <Ranchem> dokończę" - obiecywał wtedy. I rzeczywiście, mniej go było w mediach. Oddał się w ręce troskliwej kobiety.

Bo Niemczyk miłością i nadzieją chciał walczyć z chorobą. Ale ta nie dawała za wygraną. Czaiła się i wreszcie dokonała dzieła. Ale pamięć po wielkim aktorze i wspaniałym człowieku pozostanie.

Reklama