Whitaker mówi, że rola krwawego ugandyjskiego kacyka była dla niego przeżyciem formacyjnym i wywróciła całe jego życie o 180 stopni. I to bynajmniej nie z powodu deszczu nagród. Idi Amin był bowiem wielkim satrapą i mordercą. Podczas jego ośmioletnich rządów w Ugandzie zginęło 300-600 tys. ludzi. W latach 1971-1979 mordowano nie tylko wszystkich przeciwników politycznych dyktatora, ale także osoby, które były tylko o to podejrzewane.

Rzeźnik z Ugandy, jawnie obnoszący się z podziwem dla Adolfa Hitlera, ciałami opozycjonistów karmił krokodyle, a głowy tych, którzy szczególnie zaszli mu za skórę, przechowywał w lodówce. Dada miał też mniej obcesowy zwyczaj wyzywania znanych osobistości świata polityki na pojedynki bokserskie. Kiedy na jego wyzwanie nie stawiła się królowa Elżbieta, nazwał się Pogromcą Imperium Brytyjskiego.

"Z technicznego punktu widzenia zagranie Amina wymagało aktorskiego majstersztyku" - mówi Whitaker. "Pomyślałem, że łatwiej będzie, jak stanę się nim" - dodaje.

Whitaker postawił przed sobą niełatwe zadanie, by zmierzyć się z rolą ugandyjskiego kucharza, który został najbardziej krwawym władcą XX-wiecznej Afryki za pomocą metody Stanisławskiego. By zrozumieć motywację swojego bohatera, aktor przyciemnił sobie skórę i przytył przez pół roku, żywiąc się wyłącznie bananami i fasolą. Uczył się języków swahili i kakwa i zaczął traktować coca-colę jak napój bogów.





Reklama