Leszek Gnoiński: Właśnie ukazał się trzeci singiel z płyty "Happiness Is Easy" z piosenką "W deszczu maleńkich żółtych kwiatów". Gościnnie zaśpiewała w niej Maria Peszek. Czyj to był pomysł?
Artur Rojek: Mój. Myślę, że część chłopaków nie znała wtedy Marii, bo to był okres, kiedy ona dopiero wydawała swoją pierwszą płytę.

Czym musi zasłużyć artysta, aby zostać zaproszonym do zaśpiewania na płycie Myslovitz?
Nie patrzę, czy ktoś sobie na to zasłużył, czy też nie. Musi być w tym artyście coś elektryzującego i niekoniecznie musi mieć na koncie płytę. Maria jest wybitną osobowością i nagrała świetny album, podziwiam ją jako tekściarkę i interpretatorkę. Myślę, że to była jedyna piosenka na nowej płycie, w której taki duet był możliwy. Nadaje się na zaśpiewanie z kimś, kogo charakteryzuje delikatność i subtelność niepozbawiona szaleństwa.

Zgodziła się bez wahania?
Tak. Ucieszyła się, gdy zadzwoniłem do niej i złożyłem propozycję. Potem wysłałem piosenkę. Opowiedziała, że jest piękna, dograliśmy szczegóły i mogła pojawić się w studiu.

Miałeś wpływ na sposób jej interpretacji?
Nie miałem konkretnego pomysłu na to, jak ma zaśpiewać. Tylko nie chciałem, aby wyszło jak klasyczny duet - ja zwrotka, ona refren. Miało to brzmieć jak współistnienie i być pozbawione jakichkolwiek wokalnych ekwilibrystyk.

Ciekaw jestem, jak w przypadku zespołu Myslovitz wygląda mechanizm wybierania piosenki na singla?
Większość zespołu musi uważać, że piosenka jest fajna. Zwracamy też uwagę na opinię z zewnątrz, jak ludzie na nią reagują, pisząc maile i wyrażając opinie. Poza tym musi mieć potencjał radiowy, nie trwać siedmiu minut, a niecałe cztery. No i temat, z którym mogą identyfikować się ludzie. Wtedy piosenka jest dobrym kandydatem na singla.

Tekst brzmi jak sen...
Ale nie jest relacją ze snu (śmiech). Tworzyłem go dość długo, bo fragment pochodzi ze starego tekstu pisanego do jednej z piosenek Lenny Valentino i nigdy nie został wykorzystany. A brzmi jak sen, bo występuje trochę symboliki.

Od wydania waszej ostatniej płyty "Happiness Is Easy" minło już osiem miesięcy. Jesteś z niej zadowolony?
Tak. Myslovitz to historia 12 lat grania. Odnieśliśmy duży sukces i sytuacja nie staje się prostsza, a wręcz przeciwnie, coraz trudniejsza. Trzeba ten poziom utrzymać. Według mnie, udało się.

Spełniła twoje oczekiwania?
"Happiness Is Easy" rozeszło się w 30 tysiącach egzemplarzy. To bardzo dobry wynik, dziś sprzedaż 15 tysięcy jest sukcesem. Na płycie znalazł się najbardziej koncertowy materiał Myslovitz, a nowe piosenki świetnie sprawdzają się na żywo. Dzięki temu zagraliśmy jedną z najlepszych tras w naszej historii.

Jako jeden z niewielu muzyków interesujesz się tym, co dzieje się w polskiej muzyce. Jak oceniasz jej kondycję?
Top wciąż wygląda tak samo. Myslovitz, Hey, Kult, T.Love czy Pidżama Porno nie mogą konkurować z Rubikiem czy Dodą, ale mają swoje miejsce na rynku. Jedyne, co wymaga zmiany, to stworzenie nowym, młodym artystom większych możliwości na starcie. Ci, których wymieniłem wcześniej, zaczynali w zupełnie innych czasach. Wtedy sprzedaż płyty debiutanckiej w wysokości 15-20 tysięcy była wynikiem raczej średnim, ale firma nie rezygnowała z wydania następnego albumu i kontynuowała pracę z zespołem. Dziś firmy nie mają tak dobrej kondycji finansowej, więc podpisują kontrakty z artystami, którzy w ich mniemaniu mogą przynieść dość szybki zysk. Są oczywiście wyjątki. Do takich zalicza się The Car Is On Fire.

Jakie widzisz rozwiązanie?
Ratunkiem powinny być małe firmy, ale mające jednocześnie spore możliwości dystrybucyjne. Takie jak Kayax, która odniosła w zeszłym roku ogromny sukces np. płytą Marii Peszek. Młodych i zdolnych artystów jest dużo. Pokazał to Off Festival. I, co najważniejsze, ludzie chcą ich słuchać, podoba im się ta muzyka. To wielokrotnie bardzo dobrzy artyści. Choć alternatywni i niepokorni, to grający świetną i przyswajalną muzykę. A za małymi wytwórniami powinny pójść małe stacje radiowe, programy telewizyjne...

Będzie ciężko, bo media są bardzo konserwatywne...
Masz rację, ale na całym świecie muzyka alternatywna może być tematem komercyjnym. W Polsce też tak będzie. Zresztą powoli zaczyna tworzyć się dobra atmosfera wokół takiej muzyki. Przykładem zeszłoroczny Off Festival, na który przyjechało ponad 10 tys. ludzi. Już rusza akcja medialna promująca drugą edycję imprezy, zaangażowane w to są Trójka, portal Onet.pl i "Przekrój". Zespoły będą mogły umieszczać nagrania, teledyski, informacje o sobie na specjalnie przygotowanej stronie (http://muzyka.onet.pl/offfest_form.html). Wszystkim zajmie się jury złożone z ludzi związanych z muzyką alternatywną - muzyków i dziennikarzy.

Możesz już coś zdradzić o gościach drugiej edycji Off Festivalu?
Jeszcze nie, rozmowy dopiero trwają. Wiem na pewno, że podobnie jak w zeszłym roku potrwa trzy dni i odbędzie się między 17 a 19 sierpnia. Pierwsze dwa dni wypełni muzyka, ostatni dzień będzie przeznaczony na inne dziedziny sztuki.

































Reklama