"Nie lubię pańskiego rocznika! Pan nie ma pojęcia, czym było UB!" - krzyczał do młodego dziennikarza jeden z obrońców arcybiskupa Stanisława Wielgusa po odwołanym ingresie warszawskiego hierarchy uwikłanego we współpracę z peerelowską służbą bezpieczeństwa. Znakomity spektakl Natalii Korynckiej-Gruz wpisuje się w spór, który w ostatnich tygodniach wstrząsnął Polską.

W przedstawieniu pojawia się scena przypominająca awanturę z poingresowej demonstracji, ale jej wydźwięk jest zupełnie inny. "Ile pani ma lat?" - pyta historyk Jerzy (Lech Mackiewicz) telewizyjną dziennikarkę Marię (Kinga Preis), która zbiera materiały do dokumentu o "Ince", niespełna dwudziestoletniej sanitariuszce AK zamordowanej w 1946 roku po sfingowanym procesie przez NKWD. Chce zrobić film o wstrząsającym epizodzie z najnowszej historii Polski, ale nie ma pojęcia, kim był legendarnym major Zygmunt Szendzielorz "Łupaszka", dowódca "Inki", którego oddział kontynuował partyzancką walkę z komunistycznym reżimem także po zakończeniu wojny. Ma mgliste pojęcie o bierutowskim terrorze i metodach, jakimi ówcześni śledczy i sędziowie próbowali skłonić Akowców do współpracy.

Maria tego nie wie, ale nie zostaje skarcona parasolką po głowie, tak jak żurnalista pod siedzibą stołecznych arcybiskupów. Wręcz przeciwnie, Lech cierpliwie odsłania przed nią kulisy jednego z najbardziej tragicznych, a zarazem absurdalnych wyroków śmierci wydanych przez komunistyczny aparat władzy, czyli historię ostatnich lat życia Danuty Siedzikówny "Inki". Sanitariuszka "Łupaszki" miała życiorys typowy dla polskiej inteligencji kresowej tamtego czasu.

Jej matka została zamordowana w białostockiej katowni gestapo, ojciec zmarł w Teheranie, gdzie trafił wraz z armią Andersa, niedługo po tym jak wyszedł z sowieckiego łagru. "Inkę" i jej dwie siostry wychowywała babka. Można przypuszczać, że te doświadczenia ukształtowały światopogląd kilkunastoletniej dziewczyny, która podjęła pracę kancelistki w leśniczówce koło Narewki na Białostocczyźnie i wstąpiła do AK. W czerwcu 1946 roku została na krótko aresztowana - podczas przewozu zatrzymanych do aresztu w Białymstoku transport zaatakowali partyzanci. "Inka" uciekła i zasiliła szeregi swoich oswobodzicieli - została sanitariuszką w partyzantce majora "Łupaszki".

Miesiąc potem w wyniku zdrady byłej łączniczki oddziału ponownie trafia w ręce UB. Jest torturowana, ale nie sypie. Po dwutygodniowym śledztwie i ekspresowym procesie (mimo nacisków nawet niektórzy milicjanci zeznawali na jej korzyść) otrzymuje wyrok śmierci, choć nigdy nikogo nie zabiła. Przed egzekucją wysyła greps z wiadomością: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Niespełna dwudziestoletnia dziewczyna umiera z okrzykiem "Niech żyje Polska!".

Wojciech Tomczyk "Inka 1946", reż. Natalia Koryncka-Gruz, muzyka Paweł Szymański, premiera Teatr Telewizji TVP 1, 22 stycznia 2007, godz. 21









Reklama