Dla niego życie i sztuka były jednym. Najbardziej banalne lub złowrogie objawy codzienności potrafił przekuć w fascynujący materiał sceniczny. Tak było w przypadku wygłaszanego przez piwnicznych aktorów przepisu na zupę dla kilkudziesięciu osób albo orzeczenia peerelowskiego kolegium do spraw wykroczeń, które ukarało go, za to, że "31 sierpnia 1982 roku około godziny 18 w Rynku Głównym nie opuścił zbiegowiska publicznego. Swoją postawą, opanowaniem i spokojem jakby podtrzymywał demonstrujący tłum na duchu" - głosiła milicyjna notatka. Na kanwie tych tekstów powstała słynna pieśń o abolicji. Kiedy Piwnica prezentowała ją na żywo, publiczność płakała ze śmiechu.

W czasach PRL krakowski kabaret był oazą wolności, jednym z nielicznych miejsc, w których można było kpić z ludowej władzy i socjalistycznego pseudodobrobytu bez obawy, że dostanie się po plecach milicyjną pałką.

Paradoksalnie Piotr Skrzynecki nie był autorem tekstów ani reżyserem krakowskiego kabaretu, przynajmniej w tradycyjnym znaczeniu tego terminu. "Taki sobie konferansjer, który siedzi przy barku, czasem wyjdzie coś zapowiedzieć, ale wszyscy wiedzą, że bez niego Piwnica nie istnieje" - wspominał reżyser Tomasz Zygadło, autor filmu o Skrzyneckim. Z charakterystyczną bródką, w kapeluszu z piórkiem i pelerynie, pobrzękując dzwoneczkiem, tworzył niesamowity klimat miejsca. "Przedstawienie Piwnicy jest zdarzeniem magicznym. Zaczyna się wejściem Piotra, a kończy się, kiedy Piotr znika. Rytuał zależy od ilości siarki w powietrzu, od piękności kobiet i szaleństwa mężczyzn, ale przede wszystkim od Piotra" - napisała Agnieszka Osiecka.

Skrzynecki był bon vivantem, dandysem, uroczym pijakiem, który nie miał nic z sarmackiego moczymordy - humor i fantazja nie opuszczały go nawet po wielu kieliszkach. Do legendy przeszły niesamowite projekty, które Skrzynecki realizował poza siedzibą kabaretu, choć z piwnicznymi artystami w rolach głównych. Inscenizował przysięgę Tadeusza Kościuszki i "Hołd pruski" Matejki, organizował święto kopców i 93. rocznicę zainstalowania w Krakowie oświetlenia elektrycznego. Równie słynne były urządzane przez Skrzyneckiego niekonwencjonalne obchody jego urodzin i imienin. Suto zakrapiane imprezy odbywały się m.in. na dworcu kolejowym, straganach kupieckich, wiślanym statku albo pod mostem. "Jeśli się sami nie zabawimy, to nie zabawi nas nikt" - mawiał.

Był spadkobiercą kultury wielonarodowej Rzeczypospolitej. Ten arcykrakowiak (rocznik 1930) urodził się w Warszawie. Był synem pułkownika ułanów i zasymilowanej Żydówki. W czasie okupacji o mały włos nie zginął w warszawskim getcie. Po wojnie prowadził amatorskie zespoły teatralne, studiował ekonomię oraz historię sztuki, której nie ukończył z powodu niezaliczenia Studium Wojskowego. W 1956 wraz z kolegami założył kabaret w piwnicy przy krakowskim Rynku, w której wcześniej składowano węgiel. Tak powstała Piwnica pod Baranami, którą Skrzynecki kierował aż do śmierci. Pracy nie przerywał nawet podczas pobytu w szpitalu, gdzie spędził ostatnie pięć lat życia. Jego brak polska kultura odczuwa do dziś.







Reklama