Patrzymy na grupę mężczyzn, z których każdy ma na piersi napis: 314%, 220%, 349%. To "przodownicy pracy", którzy wyrobili tyle właśnie procent normy produkcyjnej. Stoją sztywno wyprostowani, bez uśmiechu, bez śladu dumy ze swych osiągnięć. Przypominają więźniów, występujących nie jako ludzie znani z imienia i nazwiska, lecz jako liczby. Czuje się w tym zdjęciu klimat czasów, kiedy człowiek mierzony był w procentach normy. Obliczenia norm były zazwyczaj naciągane, "przodownik pracy" stawał się więc wspólnikiem władzy komunistycznej w propagandowym oszustwie, o czym wszyscy dobrze wiedzieli.

Reklama

Fotografie Makarewicza (1917 - 1984) i Pentala (ur. 1920) pokazują ludzi uwikłanych w tworzenie szarej utopii, jaką była budowa socjalistycznego miasta. Patrzymy na prymitywne metody pracy i wyłaniającą się architekturę - pretensjonalną a zarazem beznadziejnie koszarową. We wszystkim widać biedę: w niekształtnych ubraniach, w wyglądzie półek sklepowych, w prymitywizmie samochodów. Wiele z tej biedy można oczywiście tłumaczyć tym, że dopiero co skończyła się wyniszczająca wojna, że miasto budowano od zera i robili to ludzie ściągnięci z całej Polski, na ogół z terenów pod względem cywilizacyjnym bardzo zacofanych.

Często jednak widać na tych fotografiach czysty gwałt zadawany w imię ideologii. Nie tylko w pochodach z portretami Stalina i Rokossowskiego, w rytuałach zgromadzeń wokół wiernopoddańczych wobec ZSRR haseł. Rytuałem staje się sama praca. Oto zjawisko, o którym mało kto dziś pamięta: kobieca brygada murarska. Kilka kobiet w gumiakach, w waciakach powalanych wapnem ma stanowić dowód na to, że socjalizm zmienia człowieka, że wobec potęgi nowego ustroju przestają być ważne indywidualne cechy jednostki, także jej płeć.

Monotonia strojów męskich i kobiecych wynikała również z wyraźnych nakazów ideologicznych. Piętnowano publicznie bikiniarzy, osoby ubrane trochę bardziej kolorowo, które można było podejrzewać o uleganie "zachodnim modom". Uniformizacja ludzi i architektury, wystaw sklepowych i form rozrywki stanowiła zasadniczą część programu budowy nowego ustroju. Nigdzie w Polsce nie było to tak widoczne, tak konsekwentnie realizowane jak właśnie w Nowej Hucie.

Reklama

Oglądamy życie dużego miasta, w którym nie ma kościołów, występują natomiast takie fenomeny jak opatrzona wyrazistym szyldem Spółdzielnia Wojskowa "Pocisk". Akcentem dominującym w krajobrazie są kominy, nad którymi unosi się obficie czarny dym. Dym ten opada i zatruwa powietrze, co widać na niejednym zdjęciu, gdzie sylwetki ludzi i domów stają się niewyraźne. Filtry na kominach w Nowej Hucie zamontowano dopiero po upadku komunizmu.

Życie mieszkańców Nowej Huty, poddane presji ustrojowego eksperymentu, nie było samym tylko koszmarem. Na wielu zdjęciach na wystawie w PKiN ludzie bawią się, śmieją, tańczą. Z upływem lat miasto się zmieniało. Zaczęły - po dramatycznych perypetiach - pojawiać się kościoły. Urosły drzewa. Powietrze stało się czyste. Pozostało jednak socjalistyczne miasto - bez socjalizmu, dla wielu pociągające swą egzotyką. Fotografie Makarewicza i Pentala dobitnie uświadamiają nam, co się za tą egzotyką kryje, czym miała być i przez lata była Nowa Huta.




"Nowa Huta - 802% normy"
Henryk Makarewicz i Wiktor Pental
PKiN, Warszawa, do 31.07