Już tytuł wystawy, odwołujący się do Kanta - "Dowcip i wadza sądzenia (asteizm w Polsce)" - wskazuje, że mamy do czynienia z poważnym zamierzeniem. Nie chodzi tu jedynie o śmieszność, komizm czy żart, lecz o siłę i moc dowcipu.

Czegóż nie ma na tej wystawie? Są prace pełne subtelnego humoru, celne w swej ironii, ale nie brakuje zgrywy, sztubackiego żartu. Zdaje się, że pod jedno hasło chciano upchnąć maksymalnie wiele różnych postaw i strategii artystycznych. Ująć najrozmaitsze zjawiska w sztuce polskiej od lat 70. ubiegłego stulecia, chociaż znalazło się tu miejsce m.in. dla "Dwóch ludzi z szafą" Romana Polańskiego z 1958 r. Nie trudno poważać sensowność wystawienia niektórych prac na tej wystawie, a sam termin asteizmu - oznaczający dowcip pozbawiony prostactwa (od gr. asteios - dowcipny, wykształcony, miejski) - przywoływany w tytule wystawy zdaje się być trochę efekciarskim wytrychem. Jednak koniecznie trzeba obejrzeć tę wystawę.

Artyści są przecież czujnymi obserwatorami otaczającej nas rzeczywistości, wyłapują tkwiący w niej absurd i niezamierzony komizm. Widać tę zdolność w pracach powstałych w dobie PRL. Film "Kręte ścieżki" Andrzeja Barańskiego z 1970 r., niezwykła, brutalna etiuda "Ech" Marka Koterskiego nakręcona w 1971 r. w izbie wytrzeźwień czy prowokujące działania Akademii Ruchu (jak "Potknięcie", "Kolejka do nikąd") są nie tylko świetnymi dokumentami tamtych czasów. Nie tylko śmieszą, ale zmuszają do stawiania poważnych pytań. Tej celności brakuje większości prac dotyczących lat po 1989 r. Niektóre, chociażby "Octoberfest" Arti Grabowskiego, to dowcip z najniższej półki, inne rażą banalnością pomysłów. Są tu jednak wyjątki, jak praca wideo "Przyczepa" Włodka Filipka (& Wunderteam), opowieść bezdomnego pilnującego rzeźb Abakanowicz w poznańskim parku.

Są tu też prace penetrujące obszar samej sztuki, przyglądające się rządzącym w niej regułom, ale też całej instytucjonalnej, czy nawet towarzyskiej stronie życia artystycznego. Dzieła grające z iluzją, zaskakujące niecodziennym wykorzystaniem materiałów (np. "Maszynka do mięsa" Edwarda Krasińskiego) lub podważające tradycyjne rozumienie klasycznych gatunków w sztuce, jak obrazy Tomasza Ciecierskiego. Ważnie jest przypomnienie na wystawie krytyki napuszonych postaw artystycznych, celebracji awangardy i jej kolejnych wcieleń, celnie wyśmiewanej przez Łódź Kaliską i Kulturę Zrzuty. Jednak znacznie ciekawsze niż dokumentacja zdjęciowa z plenerów w Teofilowie (czytelna chyba tylko dla wtajemniczonych) jest obecność prac Adama Rzepeckiego czy Marka Janiaka. Już tytuł pracy tego pierwszego - "U siebie nie muszę udawać artysty" - wiele mówi o postawie twórców z tego kręgu.

Znalazły się tu też prace niedawno zmarłego Jacka Kryszkowskiego, nieustannego kontestatora, legendarnej postaci lat 80. Jego niewielkie przedmioty, zaskakujące konstrukcje, jak "Projektor", dalekie echa zabaw dadaistów, to jeden z najciekawszych punktów tej wystawy. Obok pokazano twórczość Andrzeja Partuma, nie mniej znaczącej postaci, twórcy Biura Poezji, od lat 60. aranżującego rozmaite zaskakujące sytuacje wyłamujące się z nie tylko z ówczesnych nurtów artystycznych, ale też kpiącego z urzędowej biurokracji, a jednocześnie świetnie wykorzystującego jej słabości (zorganizował np. swój własny koncert w warszawskiej filharmonii).
Oba te nazwiska (a także Andrzeja Paruzela) przypominają o istnieniu w całej grupie artystów skupiających swą uwagę na drobnych małych gestach, w których ujawnia się zaskakująca, czasami komiczna strona naszej codzienności. Ich obecność to upomnienie się o inne wzorce, propozycja innego kanonu artystycznego, innych hierarchii ważności niż te, które najczęściej obowiązują w myśleniu o polskiej sztuce. Dopomina się o to wprost Zbigniew Libera w pokazanych na wystawie pracach z cyklu "Mistrzowie" - podróbkach stron codziennego wydania "Gazety Wyborczej" i "Dużego Formatu" poświęconych artystom, którzy nie mieli szansy na takie publiczne zaistnienie (w tym Partumowi). Artysta przynajmniej w galerii próbuje dać im tę szanse. Tu dysponuje władzą osądzania.

Można doszukiwać się kontynuacji tych działań w pracach dziś powstających, jak w podszytych ironią działaniach Azorro. Uważne spojrzenie pozwala w rzeczach i czynnościach najprostszych dostrzec zaskakujące inne znaczenia. Nie chodzi przecież ani o zachwyt z wyrafinowanego konceptu, ani tym bardziej o wywołanie zwykłego rechotu. Twórca dobrego żartu chce czegoś więcej.












Reklama



"Dowcip i władza sądzenia (asteizm w Polsce)", cz. I, Centrum Sztuki Współczesnej, Zamek Ujazdowski, Warszawa, wystawa czynna do 9 września 2007; część II, Galeria Program, Warszawa, wystawa czynna do 2 września 2007