Specjalnie dla polskich widzów Greenaway przygotował „Wielki wybuch”, spektakl o początkach ludzkości.
Centralnym elementem przedstawienia będą wyświetlane na fasadzie budynku animacje o stworzeniu świata. Pojawią się tam także sylwetki wybitnych filozofów, naukowców oraz ludzi kultury, które przybliżą widzom dzieje wiedzy. Na końcu odbędzie się odliczanie: od pierwiastka copernicum o liczbie atomowej 112 aż po wodór o liczbie 1.
Ale najbardziej spektakularnym punktem wieczoru zapewne okaże się układ choreograficzny z udziałem 250 tancerzy. Show urozmaicą fajerwerki strzelające z Wisły. Nic dziwnego, że dziewięć tysięcy wejściówek na trzy premierowe pokazy rozeszło się błyskawicznie. Ostatnia szansa, żeby wziąć udział w tym wydarzeniu, nadarza się dziś – w internecie można zarezerwować dodatkowe zaproszenia. Wkrótce rozpocznie się też kolportaż wejściówek na inny hit Kopernika – teatr robotów (na zdjęciu).
Reklama
Jak zapowiada Greenaway, „Wielki wybuch” ma być kolejnym krokiem na drodze do zasypania przepaści między sztuką a nauką. Warszawski spektakl można uznać za podsumowanie jego twórczości. Urodzony w 1942 roku artysta chciał być malarzem, ale po obejrzeniu „Siódmej pieczęci” Bergmana postanowił zająć się filmem. Chciał nawet zostać studentem łódzkiej Filmówki. Zrezygnował po tym, jak uczelnia odpisał a mu, że w Polsce,będzie pił zimną herbatę i mieszkał w nieogrzewanym akademiku, w jednym pokoju z 20 facetami, którym śmierdzą nogi.
Reklama
Zaczął więc pracować w Brytyjskim Centralnym Biurze Informacyjnym, ale urzędniczy fach szybko go znudził. W 1966 roku nakręcił krótki film „In Train”, w którym para zadymiająca stację kolejową układała się tak, że przypominała tańczące postaci. Potem robił filmy, dzięki którym stał się popularny, przesiąknięte wizją plastyczną, takie jak „Kontrakt rysownika”,”Brzuch architekta”, „The Pillow Book” czy „8 i pół kobiety”.
Dziś uważa, że kino umiera, więc wraz z żoną, Saskią Boddeke, reżyserką teatralną i operową, realizują interaktywne widowiska multimedialne. To dla Saskii przeprowadził się do Holandii. Jest dumny, że może żyć w kolebce malarstwa, które podziwia. Obraz w filmie zawsze był dla niego ważny. Kino uważa za wymarłe miejsce, bo jego zdaniem zatopiony w ciemności widz może tylko patrzeć w jednym kierunku, bez ruchu.
Uważa, że przyszłość sztuki tkwi w multimediach. Nie wyobraża sobie życia bez laptopa, telefonu komórkowego i kamery. Zachwala telewizję, której w dzieciństwie rodzice nie pozwalali mu oglądać. Pięć lat temu zadebiutował jako VJ w amsterdamskim Klubie 11.
„Jesteśmy po to, by się rozmnażać” – mówi w wywiadach. Jako zagorzały darwinista uważa, że spełnił swoją rolę, bo doczekał się czworga dzieci i sześciorga wnuków. Teraz chce doczekać chwili, kiedy jego sześcioletnia córka skończy dwadzieścia jeden lat. Zapowiada, że wtedy popełni samobójstwo, bo przekleństwem jest, że nie wiadomo, kiedy przyjdzie śmierć.
Najmłodsza córka zainspirowała go do pracy nad nowym filmem, pytając: „Dlaczego Jezus miał dwóch ojców?”. „Chcę jej wyjaśnić, co się naprawdę stało” – mówi.
Nie wiadomo, kiedy film trafi na ekrany, bo Greenaway zaangażowany jest teraz w 26 projektów.
WIELKI WYBUCH | Centrum Nauki Kopernik Warszawa | 5, 6, 7 listopada www.wielkiwybuch.eu; www.kopernik.org.pl