PAP Life: - W Warszawie trwa wystawa pana prac. Jak miłośnicy sztuki reagują dziś na pańską twórczość?

Stasys Eidrigevicius: - Tu, w galerii Desa Unicum, pokazuję wiele prac w technice akwareli i pasteli. To obrazy, które powstały w różnych etapach mojej twórczości. 3 kwietnia zapraszam na spotkanie z publicznością, ale czasami to ja bywam w domach różnych ludzi. Słyszę: "mam pana pracę i zapraszam na kolację". Gdy po latach znów widzę rzecz, która wyszła spod mojej ręki, to czuję się tak, jakby po latach, widział się z własnym dzieckiem.

Reklama

Mówi pan: "obrazy - moje dzieci". Trudno się z nimi rozstawać?

W 1995 roku w Rzymie, podczas Festiwalu Muzyki Współczesnej namalowałem 12 obrazów dużych rozmiarów. To znaczący cykl w mojej twórczości: Rzym, nowa energia, papier i pastele stamtąd. Zostały we Włoszech, były potem pokazane na wystawie, a ostatecznie kupił je kolekcjoner Franco Bartoni. Po jego śmierci spadkobiercy nie mieli pomysłu, co zrobić z jego kolekcją, a teraz jedna z tych prac przyjechała do Warszawy. Obrazy wędrują z kraju do kraju, z miasta do miasta, wracają Myślę, że trzeba się cieszyć, że możemy być tacy współcześni i europejscy.

Reklama

W pana pracach dominującym tematem jest twarz człowieka. Odnoszę wrażenie, że na twarzach bohaterów pana obrazów gości najczęściej smutek. Dlaczego?

Żadne określenie nie jest tu do końca trafne. Przedstawiam człowieka w pewnym nastroju, zadumie. Właśnie wróciłem z Moskwy, gdzie podczas salonu sztuki były pokazywane moje prace. Jedna Rosjanka stwierdziła, że moje prace są tak napięte i smutne, jak życie ludzi w Rosji. Pomyślałem sobie, że to trafne określenie. Podchodzili do mnie w Moskwie różni ludzie. Zwyczajni, ale przyszła też jedna malarka, pani Nazarenko. Gdy zobaczyła moje prace, to powiedziała, że widzi mnie absolutnie w szeregach członków honorowych Akademii Sztuk Pięknych. I dopięła swego - w ekspresowym tempie zostałem Honorowym Członkiem Akademii Sztuk Pięknych w Moskwie.

Takie wyróżnienia są dla pana czymś ważnym?

Reklama

Dla artysty liczy się, że ktoś go zauważy i doceni gestem czy wyróżnieniem. Sam nie jestem inny. W Moskwie wielu nie wierzyło, że to właśnie ja jestem autorem tych wszystkich prac.

Z biegiem lat jestem coraz bardziej wymagający w stosunku do twórczości własnej, ale i tego, co robią inni. W Polsce przyzwyczailiśmy się, że Polska sztuka reprezentuje pewien określony poziom. Sam będąc teraz w Moskwie zachwyciłem się takim realizmem powstającym z wewnętrznej potrzeby serca. Rosjanie mają wspaniałe tradycje. Oglądałem w Galerii Trietiakowskiej obraz Aleksandra Iwanowa "Chrystus ukazuje się ludowi". Wiedziałem, że to wspaniałe arcydzieło, ale nie wiedziałem, że to dzieło aż tak wielkiej miary.

A jak ocenia pan rynek sztuki w Polsce? Zmienił się na przestrzeni lat? Łatwiej się panu tworzy dziś niż dawniej?

To nie jest sprawa łatwości pracy. Czasami lepsze rzeczy powstają wtedy, gdy jest właśnie trudno. Artysta to taki człowiek, który ma od Boga dar rozmawiać z siłą, duchem i on nie myśli o sytuacji politycznej. Moja sztuka nie jest z polityką związana, ona jest bardzo ludzka i w każdym kraju może być odczytana. Kiedyś dostałem list. Jeden człowiek napisał, że w moich pracach jest dużo boskości. Trudno jednak ocenić słowami, co tam jest. Sztuka ma bowiem to do siebie, że może poruszyć człowiek zaspanego, obojętnego i przybitego codziennością. Człowiek nic nie widzi i tylko biegnie. Inny ma za to dużo czasu i nie wie, co z tym czasem zrobić.

Istniej dobry przepis na to, jak zostać artystą?

Miałem w Moskwie spotkanie ze studentami. Nic im poważnego nie powiedziałem, usłyszeli tylko kilka anegdot, takie wesołe historie. Jeżeli byłbym profesorem sztuk pięknych, to albo ze wszystkich zrobiłbym Rembrandtów, albo bym wszystkich wyrzucił ze szkoły. Jeżeli chcesz się przebić i wyjść z tłumu, to najważniejsza jest praca. Głód poznania i ciekawość świata. Sam cały czas dużo szkicuję, przywożę pełno notatek z podróży - później tylko niektóre szkice stają się obrazami. Obecnie górę bierze komputer. To narzędzie, którym najłatwiej się posługiwać. Kolor, kompozycja duże możliwości, własnymi rękoma dużo trudniej coś stworzyć. Kreskę, duszę i emocje artysty widać coraz mniej.

Pana sztuka się zmienia. Jak można te zmiany opisać?

Dawniej w moich pracach więcej było treści obrazu, a z czasem ważniejsza stawała się forma, kompozycja i faktura. Zilustrowałem ok. 30 książek i znowu wracam do opowieści. Łączę swoją sztukę z biografią, stąd tematem moich prac stają się czasami zwierzęta, które są lub były członkami mojej rodziny. Moja szuka żywi się absurdem i mam nadzieję, że absurd będzie długo żył.

Stasys Eidrigevicius, światowej sławy grafik pochodzenia litewskiego, od 1980 roku mieszkający w Polsce. Projektuje plakaty, ilustruje książki, maluje obrazy, tworzy scenografię, fotografuje. Prace Stasysa znajdują się w zbiorach Muzeów Narodowych w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Szczecinie, w Muzeum Plakatu w Wilanowie, British Museum w Londynie, Museum of Modern Art w Nowym Jorku, National Library w Waszyngtonie, Creation Gallery w Tokio, Muzeum Watykańskim w Rzymie oraz zbiorach prywatnych na całym świecie. Ma 62 lata. Mieszka w Warszawie.