Kiedy na początku lat 80. wybitny rosyjski reżyser ogłosił decyzję o pozostaniu na Zachodzie, wiadomo było, że jego nazwisko trafi na indeks nie tylko w Związku Radzieckim, ale także w pozostałych demoludach, nie wyłączając Polski. "Czas utrwalony" ukazał się więc u nas w drugim obiegu, co podbiło zainteresowanie książką, której zaczytane egzemplarze można było spod lady kupić u ulicznych bukinistów albo na bazarach. Do księgarń publikacja trafiła już w wolnej Polsce na początku lat 90. i błyskawicznie zniknęła z półek. Wielbicielom twórczości autora "Stalkera" pozostały tylko kwerendy w antykwariatach, gdzie za podniszczone egzemplarze książki trzeba było słono płacić. Nowe wydanie "Czasu utrwalonego", które ukazało się nakładem Świata Literackiego, wypełnia więc dotkliwą lukę na rynku, tym bardziej że edycja odznacza się starannością, została przejrzana i uzupełniona przez tłumacza i filmoznawcę Seweryna Kuśmierczyka.

Reklama

"Czas utrwalony" to artystyczne credo Andrieja Tarkowskiego, które pisał od roku 1970 do 1986, czyli do przedwczesnej śmierci. Złe słowo - rosyjski reżyser zawarł w "Czasie" summę swoich przemyśleń dotyczących świata, postulował, żeby nie traktować rzeczywistości w oderwaniu od sztuki i na odwrót. "Sztuka, podobnie jak nauka, jest sposobem opanowywania świata - pomocnym narzędziem wykorzystywanym przez człowieka w jego nieustającej pielgrzymce do tak zwanej absolutnej prawdy" - pisał. Książka pełna jest aforystycznych rozważań o meandrach rzemiosła filmowego i szczególnej roli kina rozdartego między sztuką a przemysłem. "Żadna sztuka nie może dorównać filmowi w sile, dokładności i okrucieństwie, z jakim przekazuje doznanie faktu i faktury, żyjących i zmieniających się w czasie" - twierdzi Tarkowski. Niezwykle aktualnie brzmią w tym kontekście reflesje dotyczące kondycji artysty. Pracując w warunkach, w których o kształcie dzieła i jego dystrybucji decydują prawa rynku, reżyser filmowy ponosi szczególną odpowiedzialność wobec widzów. Paradoksalnie jednak to nie dyktat rynku zabiera suwerenność. Każdy artysta sam nakłada na siebie wędzidło posłuszeństwa, staje się niewolnikiem własnych zadań i powołania artystycznego.

Może zaś dokonać czegoś ponadczasowego tylko wtedy, gdy jest to potrzebne ludziom, nawet jeżeli oni nie zdają sobie z tego sprawy.

Wyznania Tarkowskiego są bardzo osobiste, reżyser oprowadza czytelnika po biografii intymnej, ważnych lekturach (od Dostojewskiego, Gogola, Tołstoja do haiku), tłumaczy genezę swoich filmów będących w Związku Radzieckim celem bezpardonowych ataków i niezrozumienia, z czym twórca do końca nie mógł się pogodzić.

Reklama

Mimo upływu kilku dekad zdumiewająco trafne są refleksje dotyczące kondycji sztuki, która zdaniem reżysera w drugiej połowie XX w. utraciła tajemnicę. "W naszych czasach artysta zapragnął całkowitego i natychmiastowego uznania, bezzwłocznej zapłaty za to, co się dzieje w sferze ducha". Na progu trzeciego tysiąclecia pod tymi słowami możemy się tylko podpisać.

Andriej Tarkowski, "Czas utrwalony", tłum. Seweryn Kuśmierczyk, Świat Literacki

p

Reklama

MALWINA WAPIŃSKA: Andriej Tarkowski mawiał: "Moim celem jest robienie filmów, które pomogą ludziom żyć - nawet jeśli filmy te wzbudzają przygnębienie". Jego kino jest szalenie intymne i autobiograficzne.

KRZYSZTOF ZANUSSI: Uważam Tarkowskiego za bezwarunkowego geniusza kina i człowieka, który osiągnął w kinie to, co dla wielu wydawało się niemożliwe. Umiał przedstawić to, co niewidzialne. Ów jego osobisty sposób tworzenia kina to metoda, którą próbowano często podrobić, ale nikomu się nie udało. W tym tkwiła jego wyjątkowość. Tarkowski używał kina do celów, do których mało kto chce go używać. Pokazał, że możliwe jest przedstawienie rzeczywistości duchowej, która - wydawałoby się - jest zupełnie nieprzedstawialna.

I z definicji ponadczasowa...

To artyści modni się starzeją. Tarkowski miał swój styl, odmienny od wszystkich innych i dlatego nigdy się nie zestarzeje. Gdyby swoje filmy robił dzisiaj, byłyby one tak samo oryginalne i świeże. Na tej samej zasadzie nie zestarzał się Kieślowski. To pewna cecha twórców, którzy nie są modni, a po prostu genialni.

A jak dzisiaj odnieść się do pewnych idei, które były bliskie Tarkowskiemu, jak choćby do idei panslawizmu czy tworzenia kina narodowego?

Odnośmy się do tego z pewnym dystansem. Nas to nie dotyczy. My mamy swoją ideę tożsamości. Tożsamość łacińska była u nas zawsze silniejsza niż tożsamość słowiańska. Panslawizm to bardzo dziewiętnastowieczne pojęcie, w Rosji bardzo żywe, bo daje im poczucie pewnej wyjątkowości - jeśli idea słowiańska żyje, to w Moskwie. A jeśli jest martwa - znaczenie Rosji podupada. Warto się temu przyjrzeć w filmach Tarkowskiego, nie trzeba się jednak z tym utożsamiać.

Które z filmów Tarkowskiego ceni pan najwyżej?

Zdecydowanie wszystkie. Tarkowski zrobił bardzo niewiele filmów, ale wszystkie z nich są niezwykle oryginalne. Bardzo lubię jego ostatnie filmy, te zrobione za granicą. Wydają mi się najbardziej wyrafinowane. Ale tak samo lubię "Zwierciadło".

Książka Tarkowskiego to rodzaj dodatku do jego sztuki filmowej, a może nawet swoistego manifestu artystycznego.

Ludzie szybko zapominają, że kino ma swoją misję. W literaturze jest to bardziej oczywiste. W kinie Tarkowski przypomina o tym, że twórcy kina powinni ustawiać sobie poprzeczkę jak najwyżej.