Sienkiewicz pisze do nich o swoim poczuciu artystycznej suwerenności, o nie- podleganiu gustom czytelników, niestaraniu się o splendory, nagrody, tłumaczenia, o intelektualnej i artystycznej odwadze. Sienkiewicz? Pisarz najpopularniejszy z popularnych mówi o własnej niezależności? A jednak - bo to nie czytelnicy stworzyli Sienkiewicza, ale Sienkiewicz stworzył swoich czytelników.

Reklama

"Byłem, Nobla zabrałem, wróciłem" - pisze w liście z 1905 roku. Ani słowa w tej korespondencji o sztokholmskiej celebrze. Ceremonie i akademie ku czci mało pisarza interesują. W ogóle cały ten zgiełk sławy niewiele dla niego znaczy wobec realizacji trzech P. Pisać, Podróżować, Polować. Dodać można jeszcze jedno P - zgodne z duchem epoki - Pomagać. Sienkiewicz traktuje sławę i zaszczyty jako zło konieczne i - oczywiście - jako okoliczność sprzyjającą prowadzeniu społecznej działalności: pomocy powodzianom, fundowaniu stypendiów artystycznych, wspomaganiu szkolnictwa polskiego w zaborze pruskim itd. Bo już do podróżowania sława nie była konieczna. Przejechał przecież Sienkiewicz cały Dziki Zachód jako skromny, ciągle na debecie, korespondent gazety. Wtedy też czuł się prawdziwie szczęśliwy - wolny i oddany pisaniu.

Jest mu tak dobrze, że chciałby spędzić w Kalifornii życie wieczne, gdyby było mu dane, rzecz jasna. Czy można mu się dziwić? Przebywa w czasie i miejscu, gdzie jeszcze można było się cieszyć prawdziwą wolnością. W dżinsach, flanelowej koszuli i sombrero uczy się od Indian sztuki czytania śladów. W wigwamie odwiedza go Indianka, która "dla miłości" jego "zrzekła się ulubionego przysmaku: jedzenia wszy". Śpi często na gołej ziemi, jeździ na mustangu, poluje. I pisze. Za stół mu służą trzy czerepy wołowe związane za rogi i wysłane mchem. Do poczty ma - zdarza się - więcej niż 30 mil. I drogę tę pokonuje czasem pieszo, by wysłać korespondencję. Sienkiewicz czuje się tym bardziej wolny, że pamięta niewolę zaborów. Chodzi jednak o coś więcej - on w Kalifornii czuje się uwolniony od presji czasu, państwa, urzędu, pieniądza. W Europie w wielu miejscach widział przecież ślady pruskiego rygoru. Widział państwa jak więzienia urządzone przez pedantycznego, obłudnego, skąpego drobnomieszczanina. On, który wiele lat później będzie człowiekiem bogatym, mało tego - człowiekiem szczodrze korzystającym z majątku, w Ameryce cieszy się wolnością od pieniądza. Żyję "w tyle jednak szczęśliwych warunkach, że tu dziesięciu centów wydać nie można, chyba by je niedźwiedziowi pod ogon wsadzić, a i to niepodobna, bo kusy" - donosi redaktorowi gazety. Prawda, że taka pochwała swobody wyjaśnia wiele opisów dzikich pól w trylogii? I niejedno mówi o człowieku, który urodził się w czasach i miejscu utrudniających już wolny oddech. Spróbujcie zresztą dzisiaj w Ameryce za nic mieć państwo, żyć bez pieniędzy i uczyć się od Indian sztuki czytania prerii.

W trzech tomach korespondencji (ponad 1500 stron listów i objaśnień!) wydanych z niezwykłą starannością przez PIW można śledzić, jak pióro przeobraża epokę i biografię w opowieść. Na przykład można z tych listów wyczytać historię troskliwego romantycznego kochanka (choć czasem nieco oschłego), który z latami przeobraża się w sceptycznego realistę. Albo opowieść o skromnym debiutancie żałującym, że nie jest lordem, i o pisarzu dzięki sukcesowi przemienionemu w Europejczyka, co w Nizzy, Rzymie czy Paryżu czuje się u siebie. Także biografię obieżyświata, który równie ciekawie opisuje tani pokój w hotelu, zdrowotne kąpiele w zagranicznych kurortach co "pyrganie boso przez bagno" w potwornym afrykańskim upale. I wreszcie możemy podejrzeć prywatne życie Sienkiewicza - dowiedzieć się, jakie kobiety mu się podobały i jakim specyfikiem przyczerniał siwiejącą brodę. W tym jednym z najlepszych zbiorów XIX-korespondencji najciekawsza wydaje mi się jednak biografia pisarza dumnego i niepokornego.

Reklama

Kto by przypuszczał, że Sienkiewicz z takim lekceważeniem odnosił się do swej międzynarodowej sławy? Właściwie zależało mu tylko, by czytano go w Polsce. Kiedy wydawca francuski chce skracać jego utwory, pisze ze złością: "Ja nie mam bynajmniej zamiaru ani stosować się, ani przykrawać do cudzego smaku - wolę po prostu nie być znanym, nie być tłumaczonym i nie być czytanym - jak było dotąd" (1900). Rok później doda w innym liście: "Nigdy nie byłem tym jabłkiem, które pragnie upaść za parkan własnego ogrodu". W tym lekceważeniu obcych ogrodów odbija się także inna cecha pisarza - poczucie artystycznej niezależności. Sam decyduje o czym pisze, jak pisze i do czego przynależy. To prawdziwy indywidualista, choć z rozwiniętym zmysłem społecznego obowiązku: "Nie chcę być niczyim wodzem, a tym bardziej mieć nad sobą wodza. Jeślim co zrobił dla społeczeństwa, to zrobiłem na własną rękę i sądzę, że wszelka twórczość musi być indywidualna". Nie stara się o uznanie i przekłady. Ironizuje też czasem ze statusu człowieka pióra. W Afryce chwali rozsądek ludożerców, którzy białych ludzi nie jedzą, a w szczególności romansopisarzy, bo gdyby zjedli "literata ze wszystkimi planami powieści, nowel i romansów, cały kraj dostałby niestrawności". Próżno więc szukać w korespondencji Sienkiewicza autopromocji czy dbałości o sprzedaż. Proszę teraz porównać te listy z korespondencją Gombrowicza. Z tymi rozkazami dowodzącego armią w walce o sławę. Z tą cierpliwie wypracowywaną długą, nudną listą marketingowych zabiegów.

Sienkiewicz bywa często - jakby wielu dziś powiedziało - "niepoprawny". "Lubię czarnych ogromnie, a nie cierpię Arabów" - wypala w liście do Lubowskiego. W Rosjanach widzi naród niezdolny do życia w wolności, gdyż urobiony został przez Tatarów a zorganizowany przez Niemców. Nie cierpi też Prusaków, a i Niemców w ogóle nie darzy uczuciem. Kiedy opuszcza Niemcy i wjeżdża do Francji, cieszy się, jakby znalazł się wśród swoich. Żle się też czuje w Krakowie, w jego "dusznej, pańsko-klerykalnej atmosferze". Dostrzega, że więcej tam "Kościoła niż Chrystusa" i "obserwancji (reguł zakonnych) niż chrześcijaństwa". Studia nad początkami religii pozwoliły mu spojrzeć z dystansem na nowoczesny Kościół, a pobyt w Ameryce dostrzec w krakowskiej "demokracji" "nieoskrobaną hołotę spod ciemnej gwiazdy". Ten były student Szkoły Głównej potrafi też o nauce powiedzieć, że puszczał ją kantem" (tego syn jego niestety nie umie). O jakimś uznanym obcym grafomanie wyraził się, że "pierwsza baba u nas tak pisze", o guwernantce - "co za krowa". Podobnie jak w publicystycznych artykułach bez pardonu krytykuje młodopolan: Wyspiańskiego (mętny), Przybyszewskiego (szpital), Tetmajera (nadęty i przeładowany) i Malczewskiego (odpychająca maniera). A przecież mimo tych ocen Sienkiewicz z niewykłą dbałością i delikatnością postępuje z ludźmi. Pamięta, by znaleźć miejsce pracy dla służącego, gdy wyjeżdża na dłużej, z kobietami obchodzi się z nadzwyczajną delikatnością i dbałością (mniejsza że patriarchalną), nawet jak na tamte czasy, a krytykowanym pisarzom pomaga, jak może. Forsuje kandydaturę Przybyszewskiego do stypendium. Dla Wyspiańskiego stara się dyskretnie, by go nie urazić, o zamówienie na obraz, gdy dowiaduje się o biedzie artysty. Jedno tylko trudno mu wybaczyć - że zabił tyle dzików, jeleni, bizonów, krokodyli, hipopotamów... Nawet narzeczonej koniecznie chce przywieźć znad morza wysuszone na słońcu kraby. Tylko nie może znaleźć odpowiedniego pudełka w Ostendzie. Korespondencja Sienkiewicza to bowiem nie tylko fascynujący, wielowymiarowy portret niezwykłej osobowości, ale i bogaty, skomplikowany, pełen niuansów portret epoki, do której czasem można zatęsknić.

Henryk Sienkiewicz, Listy, Tom III. PIW, Warszawa, 2007