Mało znany w Polsce cykl pięciu powieści fantasy dla młodzieży ma na świecie zagorzałych fanów, którzy właśnie w książkach Susan Cooper szukają źródeł dzisiejszego fenomenu "Harry’ego Pottera”. Nie bez racji, bo bohater cyklu powstającego w latach 1965-1977, nastoletni Will Stanton, był niejako Potterem swoich czasów. Na obecne jest już jednak zbyt anachroniczny i dla współczesnej młodzieży mało atrakcyjny.

Reklama

Will przeprowadza się z rodzicami i piątką braci ze Stanów do angielskiego miasteczka. Kończy 14 lat, gdy dowiaduje się, że nie jest zwyczajnym nastolatkiem, ale siódmym synem siódmego syna, czyli ostatnim, najmłodszym z Prabraci, rasy potężnych nieśmiertelnych strażników sił Światła. Tymczasem po wiekach uśpienia powraca na Ziemię jeździec Ciemności i w ciągu pięciu dni osiągnie moc zdolną zniszczyć całą ludzkość. Chyba, że Poszukiwacz (czyli właśnie Will) odnajdzie do tego czasu sześć ukrytych świetlistych znaków i pokona wysłannika Ciemności w walce.

Walka sił dobra i zła od zawsze była motywem przewodnim fantasy. Tyle że dzisiejsza literatura z tego gatunku, tak za sprawą J.K. Rowling, jak i innych autorów jest już bardziej skomplikowana, pełna ambiwalencji, z której twórcy filmowej adaptacji pierwszej części pięcioksięgu Susan Cooper zupełnie zrezygnowali. A wątek przenikania się realnego życia z rzeczywistością magiczną, jedyny patent, jaki mieli na ten film, jest mało odkrywczy. Sam Will podejrzanie gładko, bez cienia zwątpienia przyjmuje do wiadomości kim jest i czego musi dokonać, z nieprzekonującymi oporami uczy się posługiwać rosnącą w nim mocą. Po czym trochę jakby od niechcenia dokonuje bohaterskich czynów, największe problemy mając z oddalaniem się od rodziny i nieśmiałością wobec pewnej uroczej rówieśniczki.

Kolejna to zatem bajkowa wariacja na temat trudów wieku dojrzewania, pozbawiona jednak ekscentryzmu "Harry’ego Pottera”, mitologicznej głębi "Opowieści z Narni”, a zarazem realistycznej świeżości niedawnego "Mostu do Terrabithi”. W scenach akcji jeszcze co nieco się dzieje. Gdy bohater przenosząc się w czasie, trafia w środek bitwy Wikingów albo ucieka przed zbyt mało demonicznym jeźdźcem w czerni przynajmniej się nie nudzimy, nie zżymamy na płynące z ekranu frazesy rodem z familijnych produkcyjniaków. Nie jesteśmy szantażowani lukrowanym wizerunkiem idealnej rodziny z traumatyczną przeszłością, ani zabawiani sztubackim humorem bez polotu.

Reklama

Nawet jednak te najlepsze, najbardziej efektowne sceny, oderwane od reszty, nie smakują tak, jak powinny. Tym bardziej, że budżet na wyprodukowanie jakiegoś nadzwyczajnego widowiska nie pozwolił. Reżyser David L. Cunningham gna więc byle do przodu bez opamiętania, od ujęcia do ujęcia - nie dbając ani o kontekst, ani logikę. A czym dokładnie są Światło, Ciemność i o co toczy się cała wojna? Najwyraźniej miał Cuningham nadzieję, że nikt nie zapyta.

Ciemność rusza do boju (The Seeker: The Dark Is Rising )

USA 2006; Reżyseria: David L. Cunningham; Obsada: Alexander Ludwig, Christopher Eccleston, Ian McShane; Dystrybucja: Imperial-Cinepix; Czas: 99 min

Premiera: 18 stycznia