Sprawa była głośna. 44-letni były redaktor naczelny magazynu "Elle” w skutek ciężkiego wylewu, który spowodował całkowity paraliż, zapadł na rzadko spotykany stan neurologiczny zwany LIS (locked in syndrome). Bauby odżywiany sondą, oddychający dzięki tracheotomii, podyktował książkę-spowiedź, używając jedynej ruchomej części ciała - powieki lewego oka. Przez prawie rok sekretarka recytowała mu alfabet ułożony w porządku najczęściej używanych w języku francuskim liter. Gdy trafiała na właściwą, autor mrugał. Jego "Skafander i motyl” stał się wielkim wydarzeniem i, jak się okazało, jedyną nitką, która trzymała sparaliżowanego człowieka po stronie żywych. Wkrótce po jej wydaniu Bauby zmarł na zawał serca.

Reklama

Spojrzenie na siebie z dystansu, u progu nieuchronnej śmierci, pozwala autorowi na oczyszczenie, ale też fantazjowanie, usprawiedliwianie, wytłumaczenie, pokazanie, że jego życie było coś warte. Jean-Dominque Bauby napisał piękne, choć ironiczne epitafium, mając władzę nad tym, jak zostanie zapamiętany.

Julian Schnabel dopowiedział książkową historię. Dzięki wizualnemu pomysłowi (znakomite zdjęcia Janusza Kamińskiego), który wciąga widzów do głowy i ciała sparaliżowanego człowieka, obraz mocniej niż słowa pokazuje, że możliwość ostatniego zachłyśnięcia się życiem była też dla Jean-Dominque’a (Mathieu Amalric) więzieniem. Reżyser zamknął widzów w skafandrze bohatera filmu. Najpierw widzimy wszystko niewyraźnie, od rozmazanego obrazu przechodzimy do tragicznej wiedzy, że nikt nas nie słyszy, że nie możemy się ruszyć, a lekarz zaraz zaszyje nam nieruchome prawe oko.

Wszystko boli przy oglądaniu tych scen. Można dostać ataku klaustrofobii, chce się w kinie krzyczeć. Trudno o bardziej wymowne pokazanie zamknięcia niż to w "Motylu i skafandrze” . Potem będziemy obserwować świat z pozycji unieruchomionego w łóżku człowieka, który ma jeszcze siłę na humor, w środku wciąż jest playboyem, z lubością obserwującym dekolty nachylających się nad nim pielęgniarek. Dzięki ironii i poczuciu humoru bohatera nie czujemy się szantażowani jego nieszczęściem. Kiedy spada mu na oczy czapka przyniesiona przez przyjaciela, zasłaniając część ekranu, nie ma to wymiaru tragicznego, raczej przywołuje uśmiech bezradności. Choroba okaże się dla Jean-Dominique’a wielowymiarowym doświadczeniem. Zwróci mu dzieci i byłą partnerkę (Emmanuelle Seigner), pokaże, jak wiele znaczył dla niego ojciec (Max von Sydow). Do najlepszych w filmie należą wspomnienia kontaktów syn-ojciec, czułości, z jaką młodszy mężczyzna opiekuje się starcem. Chyba najbardziej wzruszającą sceną jest nieudana próba rozmowy telefonicznej ojca ze sparaliżowanym synem.

Reklama

Na marginesie tego pięknego filmu jedna uwaga - zupełnie niepotrzebnie polski dystrybutor przestawił wyrazy w jego tytule. Oryginalny "Skafander i motyl” wyraźnie mówi o triumfie (choćby chwilowym) wyobraźni nad ciałem i o tym też jest ten film. Nie zmienia to faktu, że dzieło Schnabla działa na wszystkie zmysły widza i na pewno przejdzie do historii dzięki niesamowitej sile zdjęć, pokazujących świat z perspektywy sparaliżowanego człowieka.

MOTYL I SKAFANDER

Francja/USA 2007; Reżyseria: Julian Schnabel; Obsada: Mathieu Amalric, Emmanuelle Seigner, Marie-Josée Croze; Dystrybucja: Best Film; Czas: 112 min

Premiera: 18 stycznia