Ezra Koenig i puszcza oko do największego orędownika "world music". Jednak członkowie Vampire Weekend nie planują współpracy z afrykańskimi muzykami i promowania ich kultury. W swoich piosenkach nawiązują do różnych odmian afropopu, czyli popularnej muzyki granej przez czarnoskórych gitarzystów zafascynowanych sambą, rockiem czy bluesem.

Reklama

"Często wydaje nam się, że afrykańska muzyka jest bardzo tradycyjna, ale to nieprawda" - tłumaczy Koenig "Wiele współczesnych zespołów używa tam gitary, basu, perkusji i organów, tylko w zupełnie inny sposób".

W ostatnich miesiącach przybywa kolejnych zespołów, które zachwycają się powojenną muzyką rozrywkową z Nigerii, Kongo, Senegalu czy Zimbabwe. Tę modę widać głównie w Nowym Jorku, gdzie podobne krzyżówki multikulturowe robiła w latach 80. chociażby grupa Talking Heads.

Teraz młodzi muzycy dzięki wielu archiwalnym seriom wydawniczym odkrywają Afrykę na nowo. Gitarzysta Dave Longstreth (Dirty Projectors) zwraca uwagę na specyficzny sposób gry na gitarze przeniesiony z ludowego instrumentu kalimba, a członkowie grupy Yaesayer podkreślają: "Po prostu szukamy innych inspiracji poza rockowym mainstreamem".

Reklama

W cieniu tych obiecujących debiutantów nad nowymi albumami pracują grupy Coldplay i U2. Irlandczycy są pod wielkim wrażeniem wizyty w Maroku i ceremonii sufickich. "Nasza muzyka będzie miała niezwykłą energię taneczną" - tłumaczy Bono. "Takich transowych rytmów i ostrych gitar jeszcze nie mieliśmy".

Nad brzmieniem albumu czuwa sam Brian Eno, który na początku lat 80. z Davidem Byrnem (Talking Heads) na "My Life in the Bush of Ghosts" połączył w nowatorski sposób plemienne rytmy z funkiem. Zresztą potem w czasach Live Aid wielu rockmanów fascynowało się Czarnym Lądem - jak Stewart Copeland (The Police) na "The Rhythmatist" i Paul Simon na "Graceland".

Najważniejsze jest jednak to, że ta często ignorowana kultura przeżywa na Zachodzie prawdziwy renesans. Jim Jarmush wypromował etiopski jazz na ścieżce dźwiękowej do filmu "Broken Flowers".

Reklama

Podobnie wielkim hitem od półtora roku jest kongijska formacja Konono No 1 grająca na elektryfikowanych kalimbach. Na swoją trasę koncertową i ostatnią płytę "Volta" zaprosiła ich sama Bjork. Natomiast fani rocka w zeszłym roku odkryli Tinariwen, grupę nomadów z południowej Sahary, którzy uprawiają "sahara blues". To właśnie jej nagraniami Brian Eno zaraził niedawno członków Coldplay.

Podobnych przykładów wzajemnej fascynacji Zachodu i Afryki przybywa. Jak pokazuje album "Vampire Weekend" - efekty są bardzo udane. Trudno się temu dziwić, skoro cała współczesna muzyka rozrywkowa ma swoje źródła na Czarnym Lądzie.