W epoce późnego PRL ozdobą biblioteki każdego szanującego się snoba była seria "Życie codzienne". W jej złotych obwolutach zaklęta była wiedza o obyczajach pierwszych chrześcijan, japońskich samurajów lub prowansalskich trubadurów. "Szepty" są poniekąd uzupełnieniem tamtej serii. Opowiadają o rzeczywistości niezbyt odległej, ale jak ze złego snu. O ludziach ogłupionych propagandą, wyrokach wydawanych za wydumane zbrodnie i mieszkaniach budowanych bez kuchni i łazienek.

Figes, w przeciwieństwie swych kolegów po fachu, nie ograniczył się do przestudiowania pożółkłych dokumentów. W porozumieniu z rosyjskim stowarzyszeniem Memoriał zorganizował program badawczy "Historia rodziny". Polegał on na przeprowadzeniu setek wywiadów z żyjącymi jeszcze świadkami epoki stalinowskiej. Dzięki temu Figes mógł pokusić się o stworzenie zbiorowego portretu "dzieci rewolucji", które miały pecha urodzić się w okolicach 1917 roku. Poznajemy historie katów i ofiar, postaci ze świecznika - takich jak pisarz Konstantin Simonow - i prostych chłopów, ograbionych przez władzę najpierw z majątku, potem z wiary i tradycji, a na końcu z ludzkiej godności.

Polskiego czytelnika zdziwi zapewne fatalizm, z jakim obywatele czerwonego imperium przyjmowali swój los. W ZSRR bunty należały do rzadkości. Ludzie spodziewający się aresztowania nawet nie próbowali uciekać. W śledztwie obciążali się sami, do końca wierząc w dobroć Stalina oraz świetlaną przyszłość Kraju Rad. Bierność społeczeństwa sprawiła, że komunizm przetrwał w Rosji 70. lat i w końcu musieli go zdemontować sami komuniści.



Reklama