W latach siedemdziesiątych XIX wieku w Polsce szerzyła się plotka, że Juliusz Verne jest Żydem z Płocka i naprawdę nazywa się Julian Olszewiec. Autor "20 000 mil podwodnej żeglugi" miał poczucie humoru. Kiedy pewien dziennikarz znad Wisły zażądał od niego wyjaśnień, nie tylko nie zaprzeczył, ale dodał, że wyjeżdżając z Polski "porwał majętną pannę o nazwisku Krakowianka, która po kłótni z nim rzuciła się do Jeziora Lemańskiego. Takich anegdot jest w tej ksiażce sporo, ale są i fakty, świadczące, że Francuzi mieli kiedyś o nas dobre mniemanie. Kapitan Nemo, kluczowa postać we wspomnianej powieści Verne'a, miał być poczatkowo Polakiem, któremu Rosjanie wymordowali bliskich. Niestety, pisarz uległ namowom wydawcy i zrobił z niego Hindusa. Bohaterami "Francji po polsku" sa polscy artyści, literaci, naukowcy politycy, żołnierze i księża którzy na chwilę lub na całe życie związali swe losy z ojczyzną bagietek i camemberta. Niektórzy z nich pozostawili po sobie dużo śladów. W Lotaryngii król Stanisław Leszczyński musi mieć nadal wielu fanów, skoro jest patronem hoteli, lokali gastronimicznych, a nawet chemicznych pralni. Stettner-Stefańska preferuje klasyków. Ale oprócz Mickiewicza, Gombrowicza i Herberta raczyła też zauważyć Pana Samochodzika, który w malowniczej scenerii zamków nad Loarą tropił nieuchwytnego Fantomasa. Oczywiście nie w realu, lecz w powieści Zbigniewa Nienackiego. "Francję po polsku" można postawić na półce obok "Paryża po polsku" tej samej autorki. Żal tylko, że jak dotąd nikt u nas nie napisał książki w stylu "Merde! Rok w Paryżu" która w sposób lekki i zarazem dosadny rozprawiałaby się z polsko-francuskimi zaszłościami. Na razie jesteśmy na to zbyt zakompleksieni. FRANCJA PO POLSKU, Barbara Stettner-Stefańska, Świat Książki

Reklama