Byliśmy pierwszymi dziennikarzami, którzy spotkali się z Houellebecqiem po jego przyjeździe. Warszawska starówka, upał. Houellebecq odpala papierosa od papierosa i pozytywnie ocenia wino, które serwuje mu kelner. Okazuje się, że to nie jest pierwsza jego wizyta w Polsce. Opowiada, że był tu już przez trzy tygodnie w 1975 lub 1976 r. Studiował wtedy rolnictwo. "Kilka miesięcy później koordynowałem podróż studentów z Polski, którzy przyjechali na wymianę do Francji. To było bardzo ciekawe doświadczenie, bo po pierwsze musiałem się nimi zająć, a po drugie sam w ogóle nie znałem Paryża. Uderzyło mnie na przykład, że interesował ich Marais, o którym ja nawet nigdy nie słyszałem. I zresztą podczas tego ich pobytu wydarzyła się jedna z najniezwyklejszych rzeczy, jakich byłem świadkiem w całym swoim życiu. Był tam pewien mężczyzna, w wieku około 60 lat, zakochany w kulturze francuskiej. Kiedy autobus wjechał do Paryża, ten mężczyzna zaczął płakać. Płakał z powodu wrażeń estetycznych. Płakanie z powodu literatury, muzyki, malarstwa - to się zdarza od czasu do czasu. Ale pierwszy raz w życiu widziałem, że ktoś płacze z powodu architektury”.

Reklama

Z pobytu w Polsce zostało mu dość dziwne wspomnienie: był tam chłopak bardzo liberalny i nastawiony antykomunistycznie, który podczas naszych spacerów po Warszawie cały czas się bał, że są śledzeni przez tajne służby. Do samego końca był przekonany, że powinni się ukrywać. Oczywiście to nie była prawda. Houellebecq opowiada, że nie miał wtedy żadnych poglądów, choć oczywiście interesował go świat za żelazną kurtyną. "Po pobycie w Polsce wyrobiłem sobie raczej negatywną opinię. Ale było to związane raczej z zaopatrzeniem sklepów oraz stołówek, w których jadaliśmy. Lubię ziemniaki, ale do buraków odnoszę się raczej z rezerwą. Pomyślałem wtedy, że Polacy z pewnością nie przesadzali, narzekając na zaopatrzenie, ale przesadzali, narzekając na dyktaturę. Byli wśród nich ludzie, którzy ciągle narzekali, i nic im nie robiono. Nie czułem, żeby bali się władzy. To mnie doprowadziło do wniosku, że ludzie zbuntowali się przeciw brakowi towarów do konsumpcji, a nie z powodu braku wolności”.

W dalszej części wieczoru nie potwierdziły się plotki, które słyszałam wcześniej, że to człowiek zamknięty i nie interesuje go zewnętrzny świat. Przeciwnie. Wszystko go interesuje. Nawet mecz Polska – Niemcy, na który zaprosiła nas pewna dziennikarka "Newsweeka”. Houellebecq był zadowolony, futbol bardzo go interesuje. Dlaczego? "Bo interesują mnie ludzie”. Świetnie się odnalazł w tej sytuacji: małe mieszkanko, telewizor jeszcze z poprzedniej epoki, dziesięcioro młodych ludzi krzyczących po polsku. Kibicował naszej drużynie. Dlaczego? "Francuzi również mają historię porażek z Niemcami. Wszyscy we Francji pamiętają mecz w półfinale mistrzostw świata w Sewilli w 1982 r., kiedy Francuzi ponieśli klęskę, choć wszystko wskazywało na to, że wygrają”. Ale po chwili dodaje: "Zresztą Francuzi generalnie darzą Polaków sympatią. To z powodu Polski we Francji ostatecznie skończyły się sympatie komunistyczne. Oczywiście wydarzenia praskie też miały pewne znaczenie. Ale Lech Wałęsa miał tak stuprocentowy wygląd robotnika, że to ostatecznie wszystkich przekonało”.

Zrozumiałam, że Houellebecq jest ciekaw, jak żyją ludzie, ponieważ porównuje wszystko ze swoimi poglądami. Bardzo go dziwi, że gospodyni mieszka z koleżanką. Dziewczyny wyjaśniają, że rozwiązuje to problem samotności. Tak, Houellebecq jest świadomy, że dzielenie mieszkania zdarza się coraz częściej, na przykład w krajach anglosaskich. Ale on nigdy tego nie robił. "Jestem bardzo szczęśliwy ze swoim psem. Zresztą jedyny powód, żeby z kimś mieszkać, to miłość. Co ci to daje, jeśli mieszkasz z kimś, kogo nie kochasz? Nie daje kontaktu fizycznego, ciepła. A tylko kontakt fizyczny ma znaczenie”. Na uwagę, że znaczenie może mieć jeszcze rozmowa, odpowiada: "Ja nigdy nie potrzebowałem ludzi do rozmów. Przeciwnie, uciekałem od ludzi w książki”. I kiedy jedna z gospodyń przekonuje, że cieszy się, kiedy wieczorem może porozmawiać z koleżanką, Houellebecq odpowiada: "Ja wtedy rozmawiam z Balzakiem”.

Reklama