Autor, znany brytyjski dziennikarz Jon Savage, przedstawia historię The Sex Pistols, ludzi, którzy stali za sukcesem zespołu, innych wielkich gwiazd punk rocka, a w tle - burzliwe dzieje Wielkiej Brytanii oraz całego świata na przełomie lat 70. i 80. My dołączamy do tej opowieści w momencie największego triumfu The Sex Pistols - premiery singla "God Save The Queen". Jest rok 1977, Królowa Elżbieta II obchodzi właśnie Srebrny Jubileusz swojego panowania...

Reklama

The Sex Pistols wydali swój singiel w momencie najlepszym z możliwych. Nikt związany z grupą, a już najmniej wokalista John Lydon, który napisał słowa "God Save the Queen" w pustostanie w londyńskim Hampstead, nie mógł przewidzieć, że ten utwór zrobi taką furorę, tak jak nikt nie mógł przewidzieć, jak udany będzie Jubileusz. Cała światowa prasa zjechała się do Anglii, żeby relacjonować tę oficjalną imprezę, a tutaj mieliśmy do czynienia z jej negatywem, z jej cieniem.

"Wydawało się, że większość brytyjskich symboli narodowych trafiła na przecenę - pisze Philip Whitehead w książce "The Writing on the Wall". - Obchody Jubileuszu Elżbiety II jako królowej Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej wyglądały na ryzykowny pomysł. Ale w końcu większość Brytyjczyków i dwie trzecie Północnych Irlandczyków doszły do wniosku, że najlepszym sposobem zmierzenia się z ponurą przyszłością będzie celebracja świetlanej przeszłości".

Nieprzekonani patrzyli na Jubileusz jak ma maskowanie pęknięć społecznych wyblakłą tapetą monarchii. Pośród pluralizmu połowy lat 70. pojawiły się stare upiory lekko podmalowane nową farbą. Oto mieliśmy zadufane poczucie wyższości, które charakteryzowało angielski światopogląd po II wojnie światowej. Oto mieliśmy stężoną dawkę tych wszystkich nieapetycznych cech - snobizmu, izolacjonizmu, ksenofobii - które sprawiły, że aspiracje Anglii do statusu wielkiego mocarstwa straciły sens.

Reklama

90 procent społeczeństwa zaakceptowało "urok wstecznictwa", jak to nazwał Tom Nairn. Byłoby dziwne, gdyby nie zaakceptowało: dwa dni dodatkowego urlopu wystarczyły. W mediach nie mówiono o niczym innym. W kraju zapłonęły ogniska, zawisły chorągiewki. Przemysł upominkowy oszalał, symbole narodowe pojawiały się na kubkach, szalikach i... biustonoszach. W samym Londynie odbyły się 4000 imprez ulicznych, 7 czerwca około miliona osób obejrzało procesję z pałacu Buckingham do katedry św. Pawła.

Celebrowano zredagowaną angielską wersję tego, co to znaczy być Brytyjczykiem. Królestwo nie tylko straciło imperium, ale również było wewnętrznie podzielone: nacjonalizmy walijski i szkocki osiągnęły swoje szczytowe natężenie, a północnoirlandzka wojna domowa w 1974 r. przelała się na główną wyspę. Sama Anglia stała się niesterowna. Tymczasem w przemówieniu królowej pojawiło się następujące zdanie: "Brytyjska Wspólnota Narodów może wskazywać drogę ludzkości".

Sex Pistols byli jak granat rzucony na bukiet kwiatów. "God Save the Queen" to był jedyny protest przeciwko Jubileuszowi, jedyny apel do tych, którzy nie zgadzali się na Jubileusz, ponieważ albo nie lubili królowej, albo - jak John Lydon - byli Irlandczykami, albo nie kupowali propagandowego obrazu Anglii, który nie miał nic wspólnego z ich codziennym doświadczeniem.

Reklama

Sex Pistols wskoczyli do otchłani, która nagle się otworzyła, ale bardzo niewielu podążyło za nimi. W Jubileuszu najbardziej przerażała jednomyślność: krytyczne opinie ukazywały się tylko w "Morning Star" i "New Statesman", zaś antyjubileuszowe festiwale w Alexander Palace i Blackheath zakończyły się całkowitą klapą, poza tym, że sprzedano sporo obrazoburczych plakietek. Niepokornych nie dopuszczano do głosu.

Tekst "God Save the Queen" był jednoznaczny, brutalny i mocny, dzięki czemu mogli się pod nim podpisać wszyscy, którzy nienawidzili Jubileuszu - a było ich więcej, niż przyznawały oficjalne sondaże.

Atak na system

"Współczesna demokracja - pisał Norman Mailer w "The Presidential Papers" - jest tyranią o niezdefiniowanych granicach. Istnieje tylko jeden sposób na to, żeby sprawdzić, jak daleko możemy się posunąć: podróżować po linii prostej, aż nas zatrzymają". W latach 70. granice europejskich demokracji sprawdzali uzbrojeni partyzanci: Czerwone Brygady we Włoszech, Baader-Meinhof w Niemczech, OWP na każdym lotnisku, IRA i Angry Brigades w Anglii. W "The Family Arsenal" Paul Theroux przedstawił wielkomiejskich terrorystów, którzy anonimowo wędrują przez apokaliptyczny Londyn.

Przez moment można było odnieść wrażenie, że Sex Pistols też są wielkomiejskimi partyzantami: nieprzewidywalni, głęboko destrukcyjni, wszechobecni. Ich próba wyrobienia sobie marki na rynku muzycznym oraz znalezienia miejsca dla nowego pokolenia muzyków pop szybko przerodziła się w atak na przemysł muzyczny, potem na media i wreszcie na symbol całego angielskiego systemu.

Atak Sex Pistols na status quo początkowo był bardzo przekonujący. "Największą siłę oddziaływania mieliśmy przez pierwsze sześć miesięcy - mówi Jamie Reid, autor oprawy graficznej wydawnictw zespołu. - Ludzie nie wiedzieli, kim jesteśmy i skąd przychodzimy. W ciągu jednego tygodnia padały najzupełniej poważne oskarżenia o to, że jesteśmy członkami Frontu Narodowego, komunistami i anarchistami. To charakterystyczna cecha brytyjskiej polityki: chcą cię jak najszybciej zaszufladkować, a coś, czego nie da się zaszufladkować, uchodzi za niebezpieczne".

W atmosferze jubileuszowej histerii użyte w pierwszym wersie piosenki sformułowanie "faszystowski reżim" nie wyglądało na pozerstwo szarpidrutów - w świetle reakcji na tę piosenkę wydawało się, że Sex Pistols poruszyli istotną kwestię. "Skoro nasz kraj nie jest faszystowski - stwierdził wtedy dziennikarz i filmowiec Al Clark - a większość ludzi najwyraźniej go za taki nie uważa, to zespół powinien mieć prawo śpiewać tę piosenkę w radiu i telewizji, bo to jest jedna z najważniejszych zasad demokracji". Prawo to mu odebrano, a zatem... (...)

Nie ma przyszłości

Utwór "God Save the Queen" szokował nie tylko stwierdzeniem, że teraźniejszość jest kłamstwem, ale również dlatego, że prorokował straszną przyszłość. W kraju pławiącym się w nostalgii było to rażące naruszenie dobrych obyczajów. Słowa "nie ma przyszłości" były zarazem rzeczowym stwierdzeniem faktu, jak i przerażającym ostrzeżeniem, które dotyczyło rozpadającego się powojennego konsensusu, a także całej koncepcji kultury młodzieżowej oraz samego zespołu. Z obecnej perspektywy na Sex Pistols można spojrzeć jak na ostatnie tchnienie kultury młodzieżowej jako jednej solidarnej siły - tego ideału z lat 60., który osoby związane z zespołem zarazem kochały i nienawidziły. Sex Pistols przywrócili kulturze popularnej proroczą rolę, kiedy przewidzieli, że ta sama kultura popowa w latach 80. utraci siłę oddziaływania, osłabiona przez brutalność polityki, sceptycyzm i czynniki demograficzne. W ciągu roku od objęcia władzy przez konserwatystów w 1979 bezrobocie się podwoiło, przy czym w największym stopniu dotknęło to grupę wiekową 19 - 24 lata.

W latach 60. młodzież była wynoszona na piedestał, nie tylko jako konsumencka grupa docelowa, ale również jako nośnik szczytnych ideałów. Kiedy ekonomiczna racja bytu zniknęła, młodzież stała się problemem, aż w końcu zaczęto ją aktywnie prześladować. W połowie lat 80. odwołano obietnicę złożoną trzydzieści lat wcześniej: że nastoletni konsument będzie traktowany równoprawnie. Teraz liczył się nie wiek konsumenta, tylko styl konsumpcji: towary dla nastolatków konsumowali starsi obywatele, którzy mogli sobie na nie pozwolić.

Ale jak zauważył "Record Mirror", "mówiąc, że »nie ma przyszłości«, Sex Pistols stwarzają przyszłość". W licznych sprzecznościach "God Save the Queen" zawarte było coś głęboko ludzkiego. "Punk był prawdą ubraną w fałsz" - mówi Jamie Reid. Świadomie ukrywając swoje uczucia - z obawy przed demaskacją, byli bowiem wytworem ruchu, który nie uznawał uczuć - The Sex Pistols proponowali optymizm przebrany za sceptycyzm i zza zblazowanej, sarkastycznej fasady emanowali potężnymi emocjami.

Nie trzeba było tego rozumieć, by emocjonalnie zareagować na tę płytę. John Lydon przez około dwa lata w sposób absolutnie genialny wychwytywał demony tamtych czasów. "Myślę, że to nie jest talent, tylko instynkt. W pewnym momencie po prostu trafiasz w dziesiątkę. Tego się nie da racjonalnie wyjaśnić" - tłumaczy dzisiaj.

"Teksty Rottena miały millenaryjny wydźwięk - mówi reżyser Julien Temple. - Rotten nie czytał żadnych apokaliptycznych tekstów, ale świetnie posługiwał się ich językiem".

Świat stojący na głowie

"God Save the Queen" przypomniało skrywaną wersję angielskiej historii. Zawarte w tej piosence utopijne herezje odwoływały się do millenaryzmu w wersji przedstawionej przez historyka Normana Cohna: "Cechą charakterystyczną tego ruchu jest bezgraniczność jego celów. Walki społecznej nie postrzega się jako walki o konkretne, określone cele, lecz jako wydarzenie o wyjątkowym znaczeniu, gatunkowo odmienne od wszystkich innych walk znanych z dziejów ludzkości, jako kataklizm, który całkowicie przeobrazi i zbawi świat".

To walka, którą toczyła znaczna część XX-wiecznej sztuki awangardowej i kultury popularnej. Stwierdzenie, że te dążenia ograniczały się wyłącznie do Sex Pistols i punku, byłoby takim samym błędem, jak stwierdzenie, że należały do tej samej "tradycji". Każde pokolenie potrafi ubrać archetyp w nowy język. Podobnie jak reggae, punk czerpał z millenaryjnej studni, ale swoim działaniom nadawał typowo brytyjski smak.

Takie postacie jak Lydon, demoniczni prorocy destrukcji i chaosu przepowiadający apokaliptyczny upadek wartości i głoszący utopijne herezje, wielokrotnie pojawiały się w literaturze angielskiej - na przykład Pinkie ze "Skały w Brighton" Grahama Greene’a czy kilku bohaterów Dickensa. Jednak skąd Lydon miał o tym wiedzieć?

W swoich studiach do trylogii "Titus", alegorii angielskiej duszy pisanej w latach 50., pisarz Mervyn Peake następująco przedstawia 17-letniego rewolucjonistę Steerpike’a: "Każda kończyna z osobna wydawała się normalna, ale składały się na dziwnie zwichrowaną całość. Twarz przypominała z konsystencji glinę i nie licząc oczu, była jak maska. Oczy osadzone bardzo blisko siebie, małe, ciemnoczerwone i frapująco skupione".

W lecie 1977 r. 19-letnia Polystyrene, wokalistka X-Ray Spex, wrzeszczała wysokim, natchnionym głosem: "Wchodziłam na kolejne kopce styropianu, a potem wpadłam do basenu wypełnionego anielskim pyłem". Muzyka dalej grała maniakalnie, po czym rozdzierający głos znowu się pojawiał w ostatnim wersie: "Promienie rentgena przenikały przez wiatr z lateksu, a przezroczyste liście z syntetycznego włókna spadały z drzew ze sztucznego jedwabiu w dniu, kiedy świat stał się fluorescencyjny..."

Ten "świat stojący na głowie" nie zostałby wykreowany bez chaosu symboli punka i reggae z ich odwoływaniem się odpowiednio do figur antychrysta oraz Babilonu. Używany przez Sex Pistols język rewolucyjnego millenaryzmu stanowi odwrotność ich frywolnego posługiwania się swastyką. Włączyli się w walkę między autorytaryzmem i wolnością mającą się rozegrać w kraju, o którym z taką pasją mówili. (...)

Podobnie jak francuscy sytuacjoniści Sex Pistols wyśpiewywali odwieczną wizję utopii, która została usunięta z historii, ale teraz domagała się swojego miejsca w czasie.

Książkę "England’s Dreaming" opublikowało w Wielkiej Brytanii wydawnictwo Faber. Pierwsza edycja ukazała się w 1991 r. Kilka tygodni temu pojawiła się nowa poprawiona edycja amerykańska.