Rembrandt namalował siedemset obrazów, z czego zachowało się ponad trzy tysiące" - ten stary dowcip znów okazał się aktualny. Siedmiu historykom sztuki i konserwatorom z Holandii, Niemiec i USA wystarczył jeden weekend, by wydaćjednoznaczny werdykt: ani jeden z domniemanych "Rembrandtów" z Kolekcji Holenderskiej nie jest oryginałem.

Reklama

Prawdziwego autora udało się ustalić w przypadku "Portretu starego człowieka". Był nim współczesny Rembrandtowi, ale znany tylko koneserom Jan Lievens (1607-1674). Monogram "RHL", którym mistrz z Lejdy zwykł sygnować swe dzieła, umieścił na obrazie ktoś inny. Masowe fałszowanie dzieł autora "Lekcji anatomii doktora Tulpa" trzydzieści lat temu sprowokowało powstanie Komisji Rembrandtowskiej. Do tej pory wydała ona około trzystu certfikatów autentyczności obrazom, będacym w posiadaniu światowych muzeów i galerii. Wielu właścicieli "Rembrandtów" nie kwapi się jednak, by skorzystać z jej usług.

"Mamy jeszcze w naszych zbiorach 168 grafik Rembrandta" - pociesza się kustosz Kolekcji Hoelnderskiej w Schwerinie, Gero Seelig. Niestety, publiczność ceni je o wiele mniej niż obrazy. Poza tym nie mogą być wystawiane zbyt długo, gdyż bardzo źle znoszą światło. Muzeum jeszcze nie zdecydowało, co zrobi z obrazami, których autentyczność zakwestionowali eksperci. Książęta meklemburscy kupili je w XVIII wieku w najlepszej wierze jako dzieła słynnego Holendra.

Rozgoryczonych mieszkańców Meklemburgii zapraszamy do Polski. Mamy aż trzy obrazy Rembrandta Harmensza van Rijna: "Pejzaż z miłosiernym Samarytaninem" w kolekcji Czartoryskich w Krakowie oraz "Dziewczynę w ramie obrazu" i "Uczonego przy pulpicie" w Zamku Królewskim w Warszawie. Jak dotąd nikt nie zanegował ich autorstwa.

Reklama