Główną gwiazdą programu jest oczywiście Sarah Silverman, która gra... siebie samą. Serial (w Comedy Central od 16 stycznia rusza drugi sezon) to satyra na typowe familijne produkcje, dominujące w telewizyjnych ramówkach za oceanem. Ekranowa Silverman jest więc bezrobotną kobietą, mieszkającą kątem u młodszej siostry (w tej roli prawdziwa starsza siostra Sarah, Laura Silverman), nieodpowiedzialną i nieprzystosowaną do życia w społeczeństwie. Fabułę uzupełniają numery muzyczne w wykonaniu Silverman.

Reklama

Ale najważniejsze jest jej dość specyficzne poczucie humoru, bazujące na trafnych obserwacjach rodzimego społeczeństwa, gdzieś między krytyką stereotypów dotyczących mniejszości etnicznych, seksualnych i humoru typowego dla dzieci bawiących się w piaskownicy. Każdy odcinek kończy się pogadanką Sary z psem, któremu opowiada o ważnych rzeczach, jakich mogła się nauczyć danego dnia.

Od innych komediantów z Hollywood Sarah Kate Silverman (rocznik 1970) różni to, że odniosła w nim oszałamiający sukces. Po nieudanym, krótkim stażu w kultowym „Saturday Night Live”, kilku epizodach w przebojowych filmach i serialach („Sposób na blondynkę”, „Seinfeld”) pojawiła się w obrazie „Aristocats” (2005). Wszyscy liczący się komicy jak jeden mąż opowiadali w nim ten sam kawał, ale to ona zapadła w pamięć Amerykanom. Dwa lata później stacja Comedy Central zaproponowała jej własny program. Podobnie jak Chappelle wcześniej (czarny Amerykanin, Muzułmanin, który nie obawiał się krytykować największych tabu dla publiczności afroamerykańskiej), Sarah wykorzystała wszystkie swoje minusy – to, że jest kobietą żydowskiego pochodzenia, która robi karierę w dziedzinie od zawsze zdominowanej przez mężczyzn. Jedyną inną komediantką, której udało się na chwilę przebić do tego „męskiego klubu” była Ellen DeGeneres. Jednak po kontrowersjach związanych z ujawnieniem faktu, że jest lesbijką, na długi czas popadła w medialny niebyt, odnajdując się po latach w subtelniejszej wersji jako prowadząca poranny talk-show.

W tej chwili to Sarah Silverman robi za odkrycie ostatnich sezonów, a jej specyficzne żarty bawią coraz szerszą publiczność. Jest zapraszana do prowadzenia najważniejszych uroczystości. Choć i nad jej głową czasem zbierają się chmury. Jak wtedy, gdy podczas gali MTV Video Awards prowadząca publicznie poniżyła Paris Hilton („Specjalnie dla Paris strażnicy pomalują więzienne kraty, tak, aby przypominały penisy”) albo kiedy zadrwiła z synów Britney Spears („Czy widzieliście synów Britney? Mój Boże, to najukochańsze pomyłki, jakie kiedykolwiek widziałam! Chłopcy są prawie tak słodcy jak ta ogolona wagina, która ich wydała na świat!).

Reklama

Kontrowersyjna czy nie, koledzy po fachu ustawiają się w kolejce, by tylko pojawiła się gościnnie w ich produkcjach. Nawet Matt Damon zgodził się wziąć udział w jej ryzykownym przedsięwzięciu psikusie, jaki Sarah postanowiła zrobić swojemu chłopakowi Jimmy’emu Kimmelowi. Pan Kimmel jest komikiem, który na co dzień prowadzi wieczorny talk-show w stacji ABC. Silverman i Damon nagrali piosenkę wyznanie, w którym informują Kimmela o swoim romansie. Utwór pod wiele mówiącym tytułem „I’m fucking Matt Damon” (wideo niżej) obejrzało na YouTubie ponad siedem milionów użytkowników. Narzeczony Sary odpowiedział własnym kawałkiem z Benem Affleckiem w roli głównej. To był chyba pierwszy przypadek udawanego medialnego pojedynku pary, w który zaangażowało się tyle gwiazd. Warto obejrzeć w sieci wersję Kimmella, i spróbować zliczyć wszystkie występujące w nim sławy.

p

A propos internetu: w reakcji na przełomowe wybory prezydenckie w USA, Sarah Silverman przygotowała kampanię, której celem było nawoływanie młodych amerykańskich Żydów, do odwiedzania dziadków mieszkających na Florydzie – ulubionym miejscu zamożniejszych emerytów – i namawianie ich, by oddali głos na Obamę. Więc u nowego prezydenta już zapunktowała. Teraz polscy widzowie.