Od kiedy u szczytu zimnowojennego konfliktu, na początku lat 60. rozpoczęto, w obawie przed nuklearnym atakiem, prace nad alternatywnymi militarnymi systemami komunikacji, sporo się wydarzyło. Wojskowa sieć komputerowa została zdemobilizowana, przejęta przez cywilów i stała się jednym z symboli naszej epoki – być może najważniejszym narzędziem, jakie stworzył człowiek co najmniej od czasów silnika parowego. Internet – bo o nim mowa – wywrócił świat do góry nogami. Pytanie, czy zmienił też nas? Czy przyczynił się do powstania jakichś nowych jakościowo cech ludzkiej tożsamości? Pozornie ta kwestia pozostaje niemal poza dyskusją – intuicyjna odpowiedź brzmi, że owszem, na pewno tak. Nigdy jeszcze tak złożona technologia nie służyła nam w codziennym życiu – ale, z drugiej strony, czy dla przeciętnego użytkownika internetu istnieje jakaś różnica między FTP a TCP/IP? Jak powiedział niezapomniany Szajba w filmie „Złoto dla zuchwałych”, wskazując na czołg: „Ja tym tylko jeżdżę, nie wiem, jak to działa”.

Reklama

Rewolucja informatyczna nastąpiła za mojego życia. Pamiętam dobrze analogowy świat maszyn do pisania i przebitkowego papieru przekładanego kalką, świat budek telefonicznych i usług telegraficznych, świat rozmazanego wklęsłodruku i posępnych bibliotek z pożółkłymi rewersami. Świat, w którym odległość i czas miały znaczenie.

Przypominam też sobie punkt „0” – moment, gdy zobaczyłem pierwszy raz w życiu zegarek elektroniczny Casio i to od razu z kalkulatorem. Był to bodajże – istotny, ale z innych powodów – sierpień 1980 roku. A potem, choć przecież dobrych parę lat trwaliśmy jeszcze przycupnięci za żelazną kurtyną, zaczęła się już lawina, poniósł nas silny, nieubłagany nurt zmian. Pierwszy komputer osobisty. Pierwsza gra. Pierwsza dyskietka. Pierwszy tekst wystukany na ekranie. Pierwsza kartka z igłowej drukarki. Pierwszy wysłany e-mail... Żadna dziedzina życia nie dostarczyła mnie i moim rówieśnikom tylu inicjacji, tylu rytuałów przejścia. Bo co innego? Papierosy, wódka i dziewczęta (w tej mniej więcej kolejności)?

Kiedy zastanawiam się nad tym, co zmieniło się najbardziej, to przychodzi mi do głowy dość groźnie brzmiący termin – eksternalizacja pamięci i wiedzy. Oczywiście, proces ten postępuje, od kiedy wynaleziono pismo. Ale internet przyspieszył go o parę rzędów wielkości. Już teraz w umysłach składujemy głównie dane o ścieżkach dostępu do informacji, które znajdują się gdzie indziej – w sieci. Kolejnym etapem jest, jak się zdaje, eksternalizacja samej aktywności poznawczej, przełomowa chwila, gdy człowiek sceduje mechanizmy skupiania uwagi, pozyskiwania i przetwarzania danych na rozmaite – skuteczniejsze – urządzenia zewnętrzne. A potem w perspektywie mamy też po prostu eksternalizację osobowości. Pięknie zilustrował to Charles Stross w wydanej niedawno polsku powieści „Accelerando” – główny bohater w wyniku zuchwałej, bezmyślnej kradzieży traci tam swoje okulary. I gubi w ten sposób potężną część własnej tożsamości, bowiem okulary są superkomputerem sprzężonym z jego mózgiem i rozsianymi po całym świecie serwerami.

Reklama

To są jednak ezoteryczne problemy. A co dzieje się w okolicach ludzkiego serca? Gdyby globalna sieć potrafiła znacząco namieszać w naszych zachowaniach miłosnych, byłby to sygnał, że naprawdę wypadliśmy z trasy. Bo nie ma nic trwalszego niż genetyczna spuścizna, którą przechowujemy w naszych małpich mózgach.

Do książki „Wszystko o romansie w sieci” podchodziłem z zaciekawieniem równo zmieszanym ze sceptycyzmem. Z zaciekawieniem, bo wpływ nowych mediów na najstarsze przyzwyczajenia ludzkości wydaje się fascynujący z założenia. Ze sceptycyzmem, ponieważ kształcono mnie niegdyś na socjologa, więc podejrzliwie patrzę na próby wyjaśniania złożonych zjawisk w oderwaniu od wiedzy o społecznym kontekście ich występowania. Czytając pracę australijskich psychologów, zdążyłem się parę razy wściec i parę razy zainteresować. A zatem – bez zaskoczeń.

Problem zaczyna się już wraz z polskim tytułem, który obiecuje „wszystko”. Warto zwrócić uwagę, że oryginał nie ma już takich ambicji. Rozumiem względy marketingowe, ale slogan „Wszystko o romansie w sieci” w odniesieniu do tekstu naukowego, w dodatku powstałego trzy lata temu, a omawiającego badania sprzed lat sześciu, to lekka przesada. Tym bardziej że autorzy uparli się, by specyfikę sieciowej komunikacji intymnej wtłoczyć w dość wątpliwe i bełkotliwe teoretyczne ramy postfreudyzmu, który – w mojej opinii – jest w tym kontekście ni przypiął, ni przyłatał.

Reklama

Ciekawie robi się dopiero, gdy książka przechodzi do konkretów, omawiając wyniki rozmaitych (w tym autorskich) badań. Nie wdając się w zbędne szczegóły zauważmy, że obraz internetu i jego użytkowników wyłaniający się z tej pracy nie wnosi zbyt wiele do wiedzy, którą już posiadamy o ludzkości.

Internet, jeśli używać go do odwiecznych rytuałów łączenia się pary, jest narzędziem przerażająco banalnym. Interesująca jest teza autorów, że nawet bezcielesność tej komunikacji to pozór: internauci na wszelkie sposoby przemycają swoje ciała do sieci, podobnie zresztą jak płeć – w tekście, w emotikonach, w awatarach. Wydaje się, że – choć Whitty i Carr twierdzą, że romanse sieciowe mają często charakter „poważnej zabawy” – internet przypomina raczej połączenie balu maskowego z supermarketem. Maski kiedyś zostaną zdjęte, a towar kupiony. Różnice są ilościowe, nie jakościowe – sieć skraca czas oczekiwania na efekty, dostarcza większego wyboru, większej swobody komunikacyjnej, lepszych możliwości kreowania własnej osoby, krótko mówiąc: jest narzędziem zaprowadzającym bardziej egalitarny porządek w procesy znajdowania partnera. Ale i tak cały ten wirtualny, konsumpcjonistyczny jarmark podlega bezwarunkowej weryfikacji w realu. Wszystko inne nadal jest takie samo: czy ludzie wcześniej się nie molestowali? Czy nie oszukiwali, że są piękni i wysocy, albo nie wysyłali zdjęcia brata z wojska? Czy nie sypali z rękawa wyświechtanych romantycznych frazesów? Pocieszmy się – nadal jesteśmy małpami, które bardzo lubią chodzić na zakupy. I nawet w epoce internetu jesteśmy strasznie przewidywalni.

Wszystko o romansie w sieci. Psychologia związków internetowych

(Cyberspace Romance. The Psychology of Online Relationships)

Monica T. Whitty, Adrian N. Carr, przeł. Tomasz Kościuczuk, GWP 2009

*** 34,90 PLN