Poszukiwania czaszki Schillera mają długą historię. Jak ustalono, doczesne szczątki poety pochowano o północy 11 maja 1805 roku. Czyniono to pospiesznie, w obawie przed gruźlicą, na którą umarł. Schiller spoczął na cmentarzu Weimarskim, w tak zwanym grobie kasetowym, czyli miejscu spoczynku, przeznaczonym dla lepiej urodzonych, których jednak nie było stać na własny grobowiec.

Reklama

Dwadzieścia jeden lat później władze Weimaru stwierdziły, że przyszedł czas, by zrobić miejsce dla nowych zmarłych. Grobowiec został otwarty, a dotychczas spoczywające tam zwłoki usunięte. Przy takiej czynności należało zwrócić szczególną uwagę na szczątki Schillera, w ogólnym rozgardiaszu jednak zupełnie o tym zapomniano. Kiedy burmistrz Weimaru Karl Leberecht Schwabe zorientował się, co się stało, sytuacja była beznadziejna. Burmistrz osobiście podjął się poszukiwania czaszki zmarłego. Po kilku godzinach uznał, że udało mu się zażegnać katastrofę. "Ta największa to musi być ona!" – miał zakrzyknąć urzędnik.

Burmistrz zabrał czaszkę do swojego domu, potem przekazano ją Johannowi Wolfgangowi Goethemu. Po roku tułaczki spoczęła w specjalnie przygotowanym dla Schillera grobie, jednak nie ucięło to wątpliwości co do jej pochodzenia. Czaszka nie wykazywała większego podobieństwa do zachowanej maski pośmiertnej i portretów. W 100 lat po śmierci Schillera ponownie przeszukano miejsce spoczynku wieszcza i wydobyto nową czaszkę. Od tego czasu nieprzerwanie trwał spór pomiędzy naukowcami o to, która z nich była prawdziwa.

Badania DNA porównujące zachowane czaszki i próbki pobrane od potomków Schillera prowadzono już na początku XXI wieku. Ale dopiero przeprowadzone w tym roku badania potwierdziły ostatecznie: szczątki uważane za należące do wieszcza nie były jego. Weimarski grób Schillera pozostanie zatem pusty. Natomiast historię i wyniki analiz można zobaczyć w weimarskim muzeum Schillera.

Reklama