Nic dziwnego - czas to dla pisarzy wyjątkowo nieprzyjazny. Być literatem znaczyło spłacać daninę władzy, nonkonformistą - pogrążyć się w literackim niebycie. Dopiero lata odwilży miały buchnąć na nowo pisarskimi odkryciami.

Reklama

Pisane pod dyktando peany na cześć Stalina współcześnie wydają się historyczną ciekawostką. Socrealistyczne wprawki pisarzy, którzy ulegli wówczas propagandzie, w najlepszym razie odeszły w zapomnienie, w najgorszym - bywają wywlekane, by pogrążyć dobrze prosperującego dziś literata. Tak oto lata 50. sprzed śmierci Stalina spowiła aura tajemnicy. Słabo udokumentowane literacko jawią nam się jako czasy mroczne, wyparte w najgłębsze pokłady zbiorowej nieświadomości. To wtedy zapanował wstydliwy terror nieufności, zaczęło się ukrywanie, szeptanie po kątach. Każda najniewinniejsza myśl mogła okazać się niebezpieczna, każdy sąsiad, znajomy czy współpracownik był potencjalnym donosicielem i konfidentem.

Ale przecież ludzie jakoś żyli - kochali, żartowali, piekli serniki. Andrzej Bart z niezwykłą czułością i precyzją portretuje tamtą codzienność. W "Rewersie" nie ma miejsca na narodowe dramaty i heroicznych bohaterów. A jeśli nawet tacy się znajdą, dla niepoznaki zostaną doprawieni słabościami. Mamy zatem Sabinę - młodą pracownicę działu poezji wydawnictwa Nowina, jej matkę i babcię - klan silnych kobiet, które muszą radzić sobie same. Że wojna zabrała ich mężczyzn, już przebolały, że dawny dom roztrzaskały bomby - pal sześć, teraz najważniejsze jest dla nich szczęście Sabiny i wydanie jej za odpowiedniego kawalera. Głównym zajęciem trzech pań jest więc urządzanie ciągłych herbatek dla potencjalnych starających się. Wszystko do czasu, gdy z ulicznej opresji ratuje Sabinę pewien przystojny młody człowiek...



Minipowieść Barta to proza, której odpowiednika próżno szukać na współczesnym rynku literackim. Autor nie trywializuje PRL, choć w jego wersji tamten czas nie może być też z gruntu ponury. "Rewers" ma wiele odcieni. Znajdziemy w nim i elementy groteskowego humoru, i orwellowską wizję totalitaryzmu, i odwzorowany z dbałością o detale obraz życia codziennego minionej epoki. Bart odmalowuje zaskakująco wierny portret wczesnego PRL-u. A dziw bierze, że autor jest w stanie dokonać tego na niewielu stronach książki.

Reklama

Nie wierzę, by filmowy "Rewers" miał szansę na Oscara. Podobnie ten książkowy nie mógł stać się bestsellerem na Zachodzie. Jego język jest zbyt aluzyjny, za dużo tu sytuacji ledwie zarysowanych, które dla cudzoziemców muszą pozostać niezrozumiałe. Ale Polakom książka Andrzeja Barta była potrzebna. Choćby po to, by wypełnić lukę w pamięci. I po to, by uzmysłowić sobie, że PRL to nie tylko infantylne żarty i mity o heroicznym oporze opozycyjnych działaczy. Zawsze jest druga strona medalu.