"A.A. Milne. Jego życie"
(oryg. "A.A. Milne")
Ann Thwaite
przeł. Małgorzata Glasenapp
wyd. W.A.B. 2009



– Ciężkie – potwierdził z szacunkiem Królik, z mądrą miną wpatrując się w swój egzemplarz. Z widocznym wysiłkiem skupił wzrok na literkach z okładki, na chwilę zastygł niczym posąg Królika, Który Zastygł, po czym położył uszy i przesylabizował: – „Je-go ży-cie”. Życie Taty Krzysia – dodał głośniej, dumy z niezmierzonej swej przenikliwości. I powtórzył, z jeszcze większym respektem: – Ciężkie.





Reklama

– Moje życie też jest ciężkie – ponuro mruknął Kłapouchy. – Ale czy kogoś to obchodzi? – zapytał tyleż dramatycznie, ileż retorycznie. – Dlaczego o tym nikt nie pisze książek?! – Tu pochylił ciężko łeb nad pustym plackiem ziemi, jeszcze przed kwadransem porośniętym soczystymi ostami.

– Ależ pisze! – wtrącił Narrator, wychodząc zza kadru. – Przecież gdyby nie „Kubuś Puchatek” i „Chatka Puchatka", pani Ann Thwaite raczej nie wpadłaby na pomysł, żeby poświęcić Tacie Krzysia kilkaset stron szczegółowej biografii. W rzeczy samej, chyba aż nazbyt encyklopedycznej.



– Co to znaczy: ekcyplocedycznej? – spytał przejęty Puchatek, coraz uważniej wpatrując się w książkę, trzymaną w łapkach do góry nogami. – Czy to ma jakiś związek z bartnictwem?

Reklama

– Poniekąd tak – uprzejmie przytaknął Narrator. – Wyobraź sobie, Puchatku, epopeję o miodzie. Rzeczowo opisującą konsystencję, kolor, wagę i historię każdego słoika, ale niepróbującą oddać smaku. To skądinąd bardzo racjonalne podejście. Ustalać można jedynie fakty; ich interpretacja jest już ryzykiem, a wszystko ponadto – szaleństwem. Niemniej trochę szkoda, że autorka tak bardzo schowała się za słoikami, że jej niemal nie widać. Gdyby zdradziła siłę swej pasji do miodu, gdyby dała odczuć, co lubi najbardziej i ruszyła tym tropem, nawet kosztem innych, być może ta książeczka miałaby bardziej zdecydowany smak.

– Czy to znaczy, że nie smakuje jak miód? – zaniepokoił się Miś o Bardzo Małym Rozumku.

Reklama

– Och, miejscami jest słodka – wymijająco odparł Narrator. – W końcu to w dużej mierze wasza historia – dodał, spoglądając z czułością na wpatrzone w niego z przejęciem zwierzęta ze Stumilowego Lasu, bo sam czuł się ich nie tak odległym krewnym. Choć nie w równej mierze. Neurotyczna melancholia Kłapouchego i poczciwa naiwność jurodiwego Puchatka zapewne rezonowały w nim silniej niż entuzjazm Tygryska.



– Być może was to zdziwi, ale dla współczesnych A.A. Milne’a nie byliście aż takim objawieniem, jak choćby „Alicja w Krainie Czarów” dla czytelników Lewisa Carrolla. Mało kto dziś o tym pamięta, ale Tata Krzysia był bardzo cenionym pisarzem na długo przed tym, nim zaprosił was na strony swych powieści. Jego sztuki teatralne, wiersze, artykuły w słynnym piśmie satyrycznym „Punch”, gdzie pracował jako redaktor, a w końcu wczesne książki dla dzieci, cieszyły się ogromnym uznaniem. Gdy „Kubuś Puchatek” zadebiutował w druku, recenzje były co prawda entuzjastyczne, ale nierzadko dodawano, że jest „prawie tak dobry” jak powieść „Gdy byliśmy bardzo młodzi” – najpopularniejsze wówczas dzieło A.A. Milne’a. Sam autor zresztą uważał podobnie.

– Skąd Tata Krzysia o nas wiedział? – pisnął cienki głosik z kępy wysokiej trawy, zza której przebijało coś zdecydowanie różowego, roztrzęsionego i podekscytowanego.

– Och, znał was dobrze z pokoju Krzysia, Prosiaczku. – Na te słowa Prosiaczek pisnął jeszcze cieniej i jeszcze trwożliwiej, jak to mają w zwyczaju piszczeć Znienacka Zdemaskowane Prosiaczki, a kępa trawy zadygotała niczym Puchatek na widok pasieki. – Opisał po prostu ulubione zabawki Krzysztofa Robina, a Ernest Shepard, stały ilustrator jego książek, stworzył szkice, obserwując, jak Krzyś się z wami bawi.

– A potem? Co było potem? – spytało cichutko Maleństwo.

– Potem była wyprawa w poszukiwaniu bieguna północnego. Ale to już inna historia.