"Baśnie tom 6. Strony rodzinne"
(oryg. "Fables: Homelands")
scenariusz: Bill Willingham
ilustracje: Mark Buckingham, Lan Medina
przeł. Krzysztof Uliszewski
Wyd. Egmont Polska 2010
Ocena 5/6



Sprytny Jaś zostaje hollywoodzkim potentatem, produkując filmy o swoich rozlicznych przygodach, z których zawsze psim swędem udaje mu się wyjść obronną ręką. Książę Uroczy poznaje trudy rządzenia Baśniogrodem, zaś jego protegowany Bestia przekonuje się, że nie jest łatwo zastępować Wielkiego Złego Wilka na stanowisku szeryfa baśniowego azylu. Natomiast Niebieski Chłopiec wyrusza w Strony Rodzinne – i tam toczy się gros akcji – by odnaleźć prawdziwego Czerwonego Kapturka, ożywić Pinokia i przy okazji dokonać krwawej pomsty na samym Adwersarzu. Tak, wreszcie poznamy tożsamość tajemniczego baśniowego najeźdźcy! Choć co inteligentniejsi czytelnicy mogli nabrać już pewnych podejrzeń podczas lektury dwóch poprzednich tomów, w których znalazło się sporo wskazówek dotyczących tej właśnie kwestii...







Reklama

Jeśli przez przypadek któryś z drogich czytelników nie jest jeszcze zagorzałym fanem tego komiksu, a może nawet nie do końca orientuje się w meandrach świata przedstawionego, czym prędzej spieszymy z nieodzownymi wyjaśnieniami. Stworzona przez Billa Willinghama w 2002 roku seria to obecnie numer jeden wśród popularnych powieści graficznych, godny następca, nieodżałowanego zdaniem niektórych, gaimanowskiego „Sandmana”. Choć moim zdaniem bliżej mu do genialnej „Ligii Niezwykłych Dżentelmenów” Alana Moore’a. Pomysł, jaki leży u jej zarania, jest niezwykle prosty: w ramach jednej spójnej, choć wielowątkowej, opowieści zgromadzono bohaterów wszelkich bajek, baśni, mitologii i ludowych podań: od Królewny Śnieżki poczynając przez bohaterów „Księgi dżungli” oraz innych książek dla dzieci, na wziętym z germańskich mitów Weylandzie Kowalu kończąc. Jednak jak zwykle w takich przypadkach nawet najbłyskotliwsza idea wymaga dobrego wykonania. A scenariuszom Billa Willinghama naprawdę niewiele można zarzucić: są prawdziwym majstersztykiem formy, erudycji i oryginalności – choć oryginalnych pomysłów tak naprawdę jest tu jak na lekarstwo. Rzecz we właściwym ich połączeniu i twórczej reinterpretacji, dzięki którym postaje nowa jakość.



W najogólniejszym zarysie akcja „Baśni” przedstawia się następująco: baśniowe krainy zostały podbite przez okrutnego, choć bezimiennego Adwersarza, który stawiających mu opór Basniowców zmusił do ucieczki. Wygnańcy świata baśni stworzyli sobie azyl w świecie „docześniaków” (czyli naszym): bezpieczne siedlisko zarządzane od kilku stuleci przez Królewnę Śnieżkę, rozczarowaną życiem eks-żonę Księcia Uroczego, znanego bałamutnika i łowcy posagów. Obecnie główna kwatera znajduje się w Nowym Jorku, zaś reszta nieczłekokształtnych Baśniowców (trzy świnki, różnej maści misie oraz inne stwory) mieszka na nieodległej farmie. Nad bezpieczeństwem nieziemskiej społeczności czuwa bohater wielu bajek, teraz występujący w ludzkiej postaci, Wielki Zły Wilk, który pomyślnie przeszedł weryfikację, a jego dawne winy odpuszczono mu w imię wspólnego dobra. A zapewnić spokój takiej zbieraninie najdziwniejszych indywiduów wcale nie jest łatwo: społeczność, w ramach której egzystują jednostki o tak morderczych skłonnościach, jak dajmy na to Sinobrody, nie może należeć do najspokojniejszych. W dodatku szpiedzy Adwersarza nie spoczywają na laurach i wciąż knują na zgubę zbuntowanych przeciwko woli hegemona bohaterów. Baśniogród stoi właśnie u progu wielkiej, być może ostatecznej wojny, Śnieżka utraciła swe stanowisko, zaś Wilk odszedł w nieznane...

Reklama

Na bajkowe wątki Willingham umiejętnie nakłada popkulturowe wzorce: Wilk jest idealnym prywatnym detektywem, klasycznym – nomen omen – samotnym wilkiem w stylu noir, a poszczególne historie zgrabnie nawiązują do rozmaitych gatunków: powieści szpiegowskiej, wojennej, przygodowej czy kryminalnej.

I na tym właśnie polega urok „Baśni”: czar dziecięcych wspomnień połączony z urodą dobrego kryminału, doprawiony odrobiną przygody spod znaku Tolkiena. Jednym słowem dobrze znany nam świat, choć właśnie odkrywamy jego mniej naiwne i niepolukrowane oblicze. Nie wiedzieć czemu bohaterowie baśni odarci z mitologicznej doskonałości okazują się dużo ciekawsi.