„Jul” Pawła Goźlińskiego łączy formułę kryminału (a właściwie thrillera) retro z refleksją i erudycją historyczną, wrzucając nas w sam środek polskiego emigranckiego piekiełka Paryża lat 40. XIX wieku, już po wydaleniu Andrzeja Towiańskiego z Francji pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji.

Reklama

Adam Podhorecki, weteran powstania listopadowego, Sybirak, człowiek – mimo że w sile wieku – zgorzkniały i zniszczony, pewnego skacowanego poranka zostaje na rue Mouffetard skonfrontowany ze zjawiskiem przerażającym i niezrozumiałym. Oto wybiega mu naprzeciw ludzka pochodnia z obciętymi u ramion rękoma. Podhorecki, chcąc skrócić męki ofiary, strzela jej w głowę. W ten sposób zabija, choć mordercą jest przecież kto inny.

Wkrótce okazuje się, że na paryskim bruku płonął żywym ogniem jego przyjaciel, Jan Żebro-Kownacki, młody adept towianizmu. Do akcji wkracza miejscowy komisarz policji Lang, który ma już powyżej uszu Polaków i bałaganu, jaki czynią wokół siebie – Podhorecki będzie zaś zmuszony udowodnić własną niewinność, nie wiedząc, że jest w zasadzie pionkiem na szachownicy cudzych ambicji, intryg i psychopatycznych uzurpacji. Co gorsza, śmierć Żebry-Kownackiego to tylko początek zabójczej serii...

Goźliński nie pozostawia nam złudzeń – środowisko polskiej emigracji polistopadowej jest w „Julu” zbieraniną życiowych rozbitków i religijnych maniaków, a co jeszcze ważniejsze, gromadą sfrustrowanych mężczyzn, którzy rozpaczliwie poszukują mistycznego sensu własnej egzystencji w sytuacji, w której istnieje tylko jedno racjonalne wyjście – rezygnacja z marzeń.

Reklama

W tym mesjanistyczno-genezyjskim kotle romantycznego niespełnienia rodzą się rzeczy piękne i przerażające. A czasami piękne i przerażające zarazem. Autor buduje suspens, wykorzystując liczne ówczesne linie konfliktu – między Mickiewiczem, Słowackim a Krasińskim, towiańczykami a zmartwychwstańcami, umiarkowaniem a fanatyzmem. Sprytnie pokazuje też, w jaki sposób ów grząski, mroczny światek był infiltrowany przez Rosjan i szantażowany własną przeszłością.

Warto „Jula” czytać dla tej stylowo i z pietyzmem odtworzonej dusznej atmosfery, od której właściwie nie ucieczki, ale koneser nie pogardzi także mnóstwem smakowitych literackich aluzji i polemik, choćby z prowokacyjną książką „Wieszanie” Jarosława Marka Rymkiewicza. Miałbym w zasadzie jedno zastrzeżenie wobec tej świetnie napisanej powieści, rozgrywającej polski romantyzm jako istny horror – trochę żal niewykorzystanego tu potencjału humorystycznego (jako kontrprzykład pozwolę sobie przywołać nieco podobny narracyjnie, wybitny kryminał Michaela Chabona „Związek Żydowskich Policjantów”). Ale poza tym – pyszności.