Portrety punkowych wywrotowców, narkotyki wciągane wiadrami, rozróby w knajpach, wiązki straszliwych przekleństw na każdej stronie i wydeptane od rogatki do rogatki chodniki Edynburga - taki przez wiele lat był pomysł Irvine'a Welsha na pisarstwo. Pomysł, który przyniósł mu sławę, wystarczy wymienić choćby pamiętne "Trainspotting" (1993).

Reklama

Niebawem zresztą ukażą się w polskim tłumaczeniu opowiadania Welsha "Acid House" (1996), uznane za pokoleniowy, kontrkulturowy hymn. Jednak młodość mija i zmienia się również pisarska perspektywa. Owszem, niepokorny Szkot pozostaje ostrym rockandrollowcem i niezrównanym świntuchem, czego dowiódł tragikomiczną powieścią "Porno" (2002), ale w jego spojrzeniu na świat zaczyna dominować ironiczne zgorzknienie.

Najnowsza książka edynburskiego skandalisty nosi ślady jego indywidualnego stylu, ale jest szczególna pod dwoma względami. Po pierwsze, nie budzi śmiechu, co najwyżej zduszony chichot. Po drugie, to nie powieść z życia podstarzałych rówieśników autora. Wręcz przeciwnie, Szkot przygląda się z dystansu środowisku dwudziestoparolatków.

Danny Skinner, główny bohater "Sekretów sypialni...", inspektor sanitarny w edynburskim urzędzie miasta, jest postacią niemal wzorcową dla twórczości Welsha. To przebojowy cwaniak, przystojniak i kobieciarz, pozornie człowiek sukcesu. Jego tożsamość opiera się jednak na wątłych podstawach (nie zna swojego ojca i obsesyjnie go poszukuje), zaś ostentacyjna pewność siebie musi być nieustannie wspomagana alkoholem i kokainą.

Reklama

Nic dziwnego, że gdy w pracy pojawia się konkurent do awansu, nieśmiały Brian Kibby, miłośnik gier komputerowych, górskich wędrówek i modelarstwa kolejowego, Skinner jego właśnie obiera na cel i zaczyna prześladować z irracjonalnym uporem. Przewrotny związek między katem a ofiarą jest kluczem do tej powieści i trzeba przyznać szkockiemu pisarzowi, że wyciągnął z tej relacji sporo treści. Welsh sprawnie porusza się wśród mitów i kulturowych odniesień, od historii Kaina i Abla po "Portret Doriana Graya", zabawia się zestawem siedmiu grzechów głównych, a główny koncept - którego z poczucia przyzwoitości nie zdradzę - sprawia, że lekkie ciarki przechodzą po plecach.

Drugim istotnym bohaterem "Sekretów sypialni..." jest alkohol - raz śmiertelna trucizna, raz boski nektar. Mimo że żyjemy w kraju na wskroś przesiąkniętym wódką, rzadko zdarza się w polskiej literaturze tak trafny portret alkoholika jak u Welsha. I jeszcze te naturalistyczne opisy kaców gigantów - po prostu odechciewa się pić.

"Sekrety sypialni..." mają strukturę bajki z morałem, w której każda postać ma do odegrania pewną archetypiczną rolę, zaś wolny wybór ustępuje miejsca fatum. Do tego dodajmy konflikt rodem z antycznej tragedii. A wszystko to zatopmy w atmosferze zadymionych pubów i podejrzanych dzielnic Edynburga. Naprawdę niezła recepta na powieść, zrealizowana - jak na Welsha - zadziwiająco gładko i przejrzyście.

"Sekrety sypialni mistrzów kuchni"
Irvine Welsh, przeł. Jarosław Rybski, vis-a-vis Etiuda 2007