Jeśli ktoś spodziewał się kolejnego stylowego romansu spod znaku płaszcza i szpady albo erudycyjnego kryminału z odrobiną ezoteryki, może się zawieść na "Bataliście", nowej powieści gwiazdy hiszpańskiej literatury, Artura Péreza-Revertego. Jednak dla tych, którzy uważnie śledzą karierę autora "Klubu Dumas", nie powinno być zaskoczeniem, że Perez-Reverte napisał tym razem powieść stricte współczesną - rzecz o pewnym zmęczonym życiem fotografie wojennym, który wycofał się z branży po trzydziestu latach uwieczniania na kliszach okrutnych ludzkich zbrodni. Hiszpański pisarz po raz kolejny dowodzi, że jego siłę stanowi literacka sprawność, łatwość podejmowania różnorodnych tematów - krótko mówiąc - że jest jednym z najwybitniejszych rzemieślników współczesnej prozy.

Reklama

"Batalista" opiera się na dość wytartym schemacie przywoływania duchów przeszłości, które, jak wiadomo, prędzej czy później dopadną każdego. Faulques, wielokrotnie nagradzany fotograf specjalizujący się w konfliktach zbrojnych, porzuca aparaty, obiektywy i światłomierze, zaszywa się na katalońskiej prowincji i prowadzi życie zgorzkniałego samotnika. W swojej posiadłości pracuje nad dziełem malarskim - ogromnym freskiem, który ma być rozległą metaforą wszelkiej agresji. Jednak to, co kiedyś sfotografował - nieszczęście, ból, okrucieństwo - nie da mu spokoju. Pewnego dnia u bram samotni pojawia się tajemniczy gość, który metodycznie przypomni mu wszystko, łącznie z tym, czego Faulques wcale nie chce pamiętać.

Perez-Reverte dokonuje w "Bataliście" ciekawej wolty - trochę kpi z samego siebie, fascynata wojskowości, romantyka pastiszującego dawne bohaterskie eposy - w tej powieści nie zostawia bowiem suchej nitki ani na nihilistycznym sadyzmie wojny, ani na niezdrowym podnieceniu widzów, którym serwuje się medialny spektakl. Wreszcie na próbach estetyzowania śmierci niewinnych ofiar. Rzadko kiedy literatura popularna zdobywa się na tak mocne słowa o świecie, którym się żywi.


"Batalista"
Arturo Pérez-Reverte, przeł. Joanna Karasek, Muza 2007