Weźmy sklep galanteryjny należący potem do Wokulskiego, w którym pracował Ignacy Rzecki. Szczegółowo opisana jest nie tylko wystawa, na której znajdowała się miniaturowa karuzela. Wiemy także, co znajdowało się w witrynach za ladą: damskie rękawiczki, popielniczki w kształcie podków. Mamy nawet relację ze sprzeczki między baronem Krzeszowskim, do której dochodzi w sklepie właśnie koło ekspozycji tych przedmiotów.

Ponadto Prus opisuje wystrój lokalu, kiedy interes prowadził stary Mincel. Jest świetna scena, kiedy senior się budzi i pociąga za zawieszoną pod sufitem kukiełkę przedstawiającą kozaka, co sprawia, że kozak śmiesznie podryguje.

Warszawa Prusa to zaginiony świat, miasto, które nie istnieje. Wspaniale byłoby, gdyby udało się odtworzyć uliczkę albo jeszcze lepiej kwartał domów z charakterystycznymi kamienicami, sklepem Mincla i Wokulskiego oraz podwórzem studnią, na które wychodzi zakratowane okno małego mieszkania Rzeckiego.

Przydałby się też dziedziniec kamienicy, którą Wokulski kupił od Łęckiego, a miała na nią również zakusy baronowa Krzeszowska, co było przyczyną sporu. Ta przestrzeń jest świetnie opisana. Mamy tam pralnię, śmietnik oraz obrazki z życia lokatorów mieszkania na ostatnim piętrze. Pamiętamy, jak jest w powieści: otwiera się okno i studenci robią psikusy, rzucają przedmiotami w baronową Krzeszowską albo przechodniów. Ta izdebka powinna się znaleźć w inscenizacji.

Nie powinno zabraknąć też salonu baronowej Krzeszowskiej, przedstawicielki warszawskiego establishmentu tamtych lat, który również jest wnikliwie opisany, podobnie jak pokój jej męża, pasjonata wyścigów konnych.

Taki park interesuje mnie w dwójnasób, bo w swojej pisaninie również staram się odtworzyć nieistniejący świat, ale nie porównuję się tu z geniuszem Prusa. Wszelkie unaocznienia historii życia codziennego to bardzo cenne inicjatywy. Nawet jeśli tradycji takich parków kultury w Polsce nie ma , to nie sądzę, żeby był to argument przeciwko ich aranżowaniu.

Co zrobić, żeby park nie zamienił się w skansen? Na pewno najdrobniejsze szczegóły z literackiego pierwowzoru muszą być wiernie odtworzone, żeby inscenizacja nie brzmiała fałszywie. Na przykład ściany w mieszczańskim domach pokryte były nieprodukowanymi dziś tkaninami. Ten materiał trzeba by stworzyć, ściśle przestrzegając projektów z tamtych czasów, nie wyłączając składu chemicznego tych tkanin. To wielkie wyzwanie nie tylko dla historyków literatury, ale i kostiumologów.

Dostrzegam walor edukacyjny tego projektu. Gdybym był nauczycielem, to z wielką radością zabierałbym swoich uczniów na lekcje do takiego parku.
Tego typu parki powinny być odniesieniem do wielkich dzieł literackich, które przyciągną tłumy zwiedzających. Nie wyobrażam w tej roli siebie. Jestem skromnym autorem literatury klasy B i byłbym bufonem, gdybym uważał, że moje książki nadawałyby się do takiej prezentacji. Szkoda pieniędzy. Lepiej byłoby je wydać na świat odtworzony na podstawie wielkich dzieł, do których zaliczam przede wszystkim "Lalkę" Bolesława Prusa.














Reklama