Gdyby na podstawie biografii Lwa Nussimbauma zrobić film albo napisać powieść, zostałyby zapewne odrzucone przez publiczność ze względu na irytujące nagromadzenie nieprawdopodobieństw. To historia z gatunku niemożliwych - pisarze często wymyślają takich bohaterów, zgrabnie manipulując ich losami na tle epoki, żeby osiągnąć efekt szkła powiększającego, oddać z detalami złożoność czasów, którym poświęcili swój tekst. To - powiedzmy sobie szczerze - dość irytująca i wyeksploatowana maniera. Problem w tym, że Lew Nussimbaum alias Essad Bej alias Kurban Said (1905-1942) żył naprawdę.

Reklama

Rzeczywiście był Żydem z Azerbejdżanu, który podawał się za muzułmańskiego arystokratę. Istotnie jego matka spiskowała z Józefem Dżugaszwilim - ów nie kazał się jeszcze wtedy nazywać Stalinem i był raczej najemnym bandziorem niż ideowym przywódcą. Jako nastolatek Lew uciekał przed rewolucją październikową z ojcem, zrujnowanym potentatem naftowym, przez Turkiestan i Persję. Wmieszał się w chaotyczny tłum emigrantów z fikcyjnymi paszportami i złotymi rublami pozaszywanymi w kołnierzach. W Paryżu i Berlinie poznał smak ubóstwa i niepewności jutra. Owszem, od dziecka zauroczony kulturą Wschodu przeszedł na islam. Paradując w fezie i tureckich szatach, ukrywał swoją tożsamość. Został (jako Essad Bej) gwiazdą dziennikarstwa w weimarskich Niemczech, potem zaś znanym w Europie i USA autorem bestsellerowych reportaży, analiz politycznych i (jako Kurban Said) powieści. Potem zaś ożenił się z córką milionera i uchodził za gwiazdę ówczesnej prasy brukowej.

Rzeczywiście sympatyzował z faszyzmem o wiele dłużej, niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek i instynkt przetrwania, a pod koniec życia, złożony ciężką chorobą, wciąż przygotowywał się do napisania na zamówienie oficjalnej biografii Mussoliniego. Umarł z przyczyn naturalnych w małym miasteczku niedaleko Neapolu, podczas złowieszczej wojny, która przyniosła zagładę większości jego narodu. Jego najsłynniejsza powieść - "Ali i Nino" - uważana jest w Azerbejdżanie za kanon miejscowej literatury, a Nussimbaumowi odmawia się jej autorstwa - bo przecież to niemożliwe, żeby żydowski kosmopolita i bezpaństwowiec mógł tak dobrze uchwycić istotę dumnego azerskiego ducha, w dodatku po niemiecku.

Takie życie to dla biografa tyleż gratka, co trudne i niebezpieczne wyzwanie. Amerykański dziennikarz Tom Reiss wychodzi z opresji w sposób błyskotliwy - "Orientalistę" czyta się jak kryminał, w którym nic do końca nie jest oczywiste. Zresztą Reiss nie czuje się dobrze w roli tradycyjnego biografa, ukrytego dyskretnie za tekstem. Z jednej strony ma do całej historii stosunek osobisty ze względu na dzieje własnej rodziny - szczególnie stryjecznego dziadka Lolka, uciekiniera z totalitarnej Europy, wielbiciela mitycznej C.K. Galicji. Z drugiej zaś - równolegle snuje własną opowieść o zszywaniu ze skrawków wspomnień i dokumentów możliwie pełnego obrazu życia ekscentrycznego Lwa Nussimbauma. Opis wędrówki Reissa po dawno zapomnianej rzeczywistości (wzbogacony dość sarkastycznym poczuciem humoru) sam w sobie stanowi literacki majstersztyk.

Reklama

"Orientalista" pozwala spojrzeć z egzotycznej perspektywy na dzieje pierwszej połowy XX stulecia, gdy stary świat zachwiał się w posadach, czasy krwawych dyktatorów i wojsk sunących w równym szyku, gigantycznych migracji, kulturowego chaosu, politycznych paradoksów. Reiss nie tylko potrafi pokazać, jak wyglądał leninowski terror czy przejęcie władzy przez Hitlera, ale też znajduje miejsce dla zjawisk nader dla nas nieoczywistych. Ostatecznie bohater tej książki - człowiek zagadkowy, niespójny - był jednocześnie fascynatem Mussoliniego i wyznawcą absurdalnie brzmiącej dziś koncepcji żydowskiego orientalizmu, zgodnie z którą ludzie Wschodu, nosiciele głębokiej cywilizacyjnej mądrości, powinni zawrzeć wieczne przymierze - Żydzi, Arabowie i Turcy, ramię w ramię. Stąd też między innym, brała się owa skłonność do konfabulacji - żydowscy romantycy zatracali się w marzeniach o "pansemityzmie" i pustynnym raju utraconym.

Czytając w "Orientaliście" o rewolucji bolszewickiej na Kaukazie, przypomniałem sobie apokaliptyczny opis bakijskiej rewolty w "Przedwiośniu" Stefana Żeromskiego. Cezary Baryka i Lew Nussimbaum ramię w ramię patrzyli na zagładę naftowego raju nad Morzem Kaspijskim. Każdy z nich wyciągnął z tego doświadczenia inne wnioski. Jeden postanowił budować szklane domy, drugi - ukryć się przed złowieszczym światem w kolejnych fikcyjnych tożsamościach.


"Orientalista"
Tom Reiss, przeł. Dorota Kozińska, Świat Książki 2007