Książki
Mam spore zaległości w lekturach. O tym, czy kupię jakąś książkę, często decyduje przypadek. Wchodzę do księgarni, widzę jakieś nowe wydanie i przypomina mi się, że to książka, o której słyszałem wiele lat temu. Wtedy biorę. Czasem buszuję po Merlinie. Ale przeraża mnie ogromny wybór. Paradoksalnie kiedyś było łatwiej - w księgarniach pustki, więc chodziło się do antykwariatów. W czasach technikum praktycznie co drugi dzień byłem w antykwariacie. Czytałem wtedy głównie literaturę obcą, po której przewodnikiem był dla mnie miesięcznik "Literatura na świecie". Dzięki niemu odkryłem Johna Bartha i Henry’ego Millera. Na beatnika Charlesa Bukowskiego załapałem się o wiele później. Dzisiaj czytam głównie literaturę polską, jakbym z wiekiem coraz mniej ufał przekładom. Chcę czytać książki, które zostały napisane w języku, który jest mój od urodzenia, obserwować, jak ten język się zmienia.

Lubię Pilcha i Huellego, ostatnio odkryłem dla siebie Myśliwskiego. W "Widnokręgu" czy "Traktacie o łuskaniu fasoli" czas się zatrzymuje. Tak jakby położyć się na plecach w wodzie i pozwolić jej się unosić. Z młodszego pokolenia trafia do mnie Dawid Bieńkowski, a szczególnie jego debiutancka powieść "Jest" o licealistach wchodzących w dojrzałość w czasach Solidarności i stanu wojennego. A jeśli pożyczam komuś książkę, robię to pod jednym warunkiem: ten ktoś w mojej obecności musi obłożyć ją w papier.

Kino

Nie umiem podążać za nowościami. Wszystko musi poczekać na swój moment. Tak jest i z filmami. Prawie nie oglądam telewizji. Szczególny sentyment mam do filmów z lat 70. Ojca chrzestnego, Taksówkarzahellip; To był świetny okres dla kina. Wtedy pojawili się moi idole: Dustin Hoffman, Al Pacino, Robert DeNiro, Jack Nicholson. Kręcił Bergman czy Herzog, którego Aguirre - gniew boży z Klausem Kinskym po prostu mną wstrząsnął. A jeszcze z innej strony Rocky, którego widziałem chyba pięć razy.
Uwielbiam wczesnego Jarmuscha. Inaczej niż w raju z tymi statycznymi kadrami kasuje wszystko. Ale są dni, gdy mam słabość do Godzilli i Armageddonu i bezkarnie jej ulegam.

Hobby
W podstawówce namiętnie kolekcjonowałem opakowania po zagranicznych papierosach i puszki po piwie, z których ustawiałem gigantyczne piramidy. Te po piwie Hansa stały nisko, były zbyt popularne. Ale miałem w kolekcji absolutną perłę: puszkę po duńskim piwie Tuborg. Nigdy jej nie wymieniłem, choć mógłbym za nią dostać 20 innych. Gdy wyrosłem z tych kolekcji, przerzuciłem się na etykietki po winach. Znosiłem dziesiątki butelek ze śmietników i moczyłem je w wannie. Aż się dziwię, że mama mnie nie zamordowała. Potem kolekcjonowałem sztabki z mosiądzu. Dziś kompletnie mi przeszło wszelkie zbieractwo.

Muzyka
Kiedyś miesiącami czekałem na nowe nagrania ulubionych zespołów. Dziś na nic nie czekam, tylko sięgam po ulubione płyty sprzed 25 lat: Pink Floyd i Led Zeppelin. W czasach szkolnych miałem całe zeszyty wyklejone wzmiankami o nich i zdjęciami, które wycinałem z tygodników Razem i Na przełaj. W tym ostatnim były też specjalne zdjęcia wykonawców, które się wycinało i wkładało do obwoluty kasety magnetofonowej z muzyką nagraną z radia, np. z Wieczoru płytowego. Tak zwane zdjęcie do kasety. Absolutną wyrocznią był dla mnie Piotr Kaczkowski.

Z tego wielkiego worka, jakim jest dzisiejszy rynek muzyczny, wybieram to, co pasuje do mojego nastroju. Raz jest to Joss Stone, a innym razem Kronos Quartet. Niedawno dostałem od kolegi iPoda z całą zawartością. Miał tam nagranych 400 płyt, pełny rozstrzał - od Ewy Demarczyk po Porcupine Tree! Połowy w ogóle nie znam. Miałem też w życiu moment fascynacji muzyką elektroniczną: Tangerine Dream, Kraftwerk. Znam też dokonania Popol Vuh, zespołu, który napisał muzykę do większości filmów Herzoga.
Z polskich kapel lubiłem Perfect, Maanam, Lady Pank i Republikę. Gdy we flanelowej koszuli i z postawionymi na cukier włosami wyrywałem się z Nowej Rudy do Wrocławia czy Chorzowa na ich koncerty, miałem poczucie, że uczestniczę w kontrkulturze. A teraz ze wzruszeniem to wspominam.

Kuchnia
Uwielbiam jeść, ale muszę się pilnować, bo potem na bieganie brakuje mi już energii. Kocham też gotować. Ostatnio przeprowadzamy z żoną eksperymenty na potrawach z mlekiem kokosowym. Ale najbardziej lubię proste jedzenie: kluski śląskie, pyzy, pierogi, a ponad wszystko flaki robione przez moją mamę.

Kiedyś próbowałem kleić uszka wigilijne i wyszło mi coś na kształt małżowiny słonia. Regularnie oglądałem kiedyś program Makłowicza, ale się poddałem. Nie nadążałem za jego inwencją. Ostatni hit to sos chlebowy do zrazików w wykonaniu mojej teściowej, do tego kasza gryczana i buraczki albo czerwona kapusta. Takie żarcie mnie podnieca.



















Reklama