Roncagliolo zabrał się we "Wstydzie" za codzienne życia pewnej rodziny. Oszczędził nam jednak wewnętrznych monologów, depresyjnych lamentów i rwanej narracji. Wręcz przeciwnie, Peruwiańczyk jest ironiczny jak brzytwa, diabelsko spostrzegawczy i zdystansowany zarówno do opowiadanej historii, jak i sposobu jej pisarskiego obrazowania.

Reklama

Rodzina sportretowana we „Wstydzie” to istny dom wariatów. Począwszy od dotkniętego alzheimerem dziadka, który pragnąc zrealizować swoje ostatnie wielkie uczucie, wznieca bunt w domu starców, przez męża i żonę poszukujących, każde na własną rękę, żałosnego seksualnego spełnienia, a skończywszy na brzydkiej nastolatce zakochanej w swojej atrakcyjnej koleżance, chłopcu widzącym duchy oraz kocie, który - choć nigdy nie wytknął nosa poza mieszkanie - marzy o erotycznym raju i z frustracji obsikuje meble.

Roncagliolo z rozmachem buduje nastrój groteskowego chaosu i można by uznać tę zgrabną powieść za farsę, gdyby nie fakt, że dotyka ona naszych najgłębszych pragnień, tęsknot i lęków. "Wstyd" precyzją przypomina scenariusz do filmu Almodovara napisany sarkastycznym piórem Kurta Vonneguta.


"Wstyd"
Santiago Roncagliolo, przeł. Tomasz Pindel, Znak 2007