W zbiorze wcześniej publikowanych rozproszonych esejów Žižek swoim zwyczajem przygląda się reżyserom i ich dziełom "z ukosa", tropi lacanowskie toposy i stosuje kategorie psychoanalityczne tam, gdzie się tego najmniej spodziewamy. A czasem dla odmiany reinterpretuje fragmenty krytycznie przemaglowane i pozornie oczywiste. Czyni to zawsze błyskotliwie i prowokacyjnie. Czyta się to, co w przypadku Žižka jest normą, z perwersyjną rozkoszą jak jeden wielki poemat dygresyjny. Bo Žižek uruchamia przy okazji cały szereg odniesień, kontekstów, analitycznych tropów łączących rzeczy, których bez jego pośrednictwa pewnie nigdy byśmy nie połączyli. Efektowne to i intelektualnie płodne, choć z wnioskami bywa już różnie.

Reklama

Najlepiej wypadają one w przypadku podatnego na psychoanalityczne interpretacje Hitchcocka, bardzo ciekawie w artykule o Kieślowskim przekonująco splatającym jego twórczość z życiem i traktującym jego późne filmy w kategoriach materialistycznej teologii. Ale już w esejach poświęconych Lynchowi, a zwłaszcza Tarkowskiemu trzeba przyjąć zbyt wiele miłych Žižkowi założeń, odrzucając Jungowskie tropy, by się na jego koncepcje zgodzić. Ale we wszystkich tych tekstach czytelne jest zawsze podstawowe założenie autora, czyli poszukiwanie w fikcyjnym filmowym świecie wymiaru samej rzeczywistości. Žižek domaga się od kina (i filmoznawstwa) trzeciej pigułki.

Tak jak prosi o nią w rozmowie z Morfeuszem zainscenizowanej w filmie "Z-boczona historia kina", którego jest narratorem. Odrzuca wybór między fikcją (matrix) i rzeczywistością (poza matriksem). Kino jest dla niego narzędziem demaskowania dziur w naszym myśleniu o rzeczywistości i o sobie samych. A fakt, że tropy prowadzą czasem na manowce, w najmniejszym stopniu intelektualnej bezczelności tekstów Žižka nie umniejsza.



"Lacrimae rerum, Kieślowski, Hitchock, Tarkowski, Lynch"
Slavoj Žižek
Przeł. Grzegorz Jankowicz, Julian Kutyła, Kuba Mikurda, Paweł Mościcki
Korporacja Ha!art 2007