Ta książka wiele innych mogłaby obdzielić chłodem, choć nosi tytuł „Lato”. Coetzee dopisuje kolejny – po „Chłopięcych latach” i „Młodości” – rozdział do swojej pisarskiej autobiografii. Bohaterem jest John Coetzee, mężczyzna trzydziestoparoletni, samotny i wycofany. Żyjąc ze zniedołężniałym ojcem na południowoafrykańskiej prowincji, naraża się na mnóstwo zarzutów – najcięższym jest homoseksualizm, najlżejszym dziwactwo.
Ciekawa jest forma, w jaką autor „Hańby” ubiera swoją powieść. Młodego Coetzeego poznajemy po części poprzez fragmentaryczny dziennik, ale głównie dzięki wysiłkom zainteresowanego nim dziennikarza, który zbierając materiały do książki o pisarzu, przepytuje też kolejne ważne w jego życiu osoby. Od jego niegdysiejszej kochanki, Julii, dowiadujemy się, że nie był mistrzem ars amandi – nie potrafił zbliżyć się do drugiej osoby. Można też mieć zastrzeżenia do jego moralności – nie wahał się zbyt długo, wchodząc w relację z kobietą pozostającą w związku małżeńskim. Jego kuzynka Margot opowiada o ich niezrealizowanej miłości i trudnej przyjaźni opartej raczej na ostrożności i niepewnym zaangażowaniu niż na szczerej komitywie. Nie jest łatwo być blisko „kolczastego, nieudolnego, zarozumiałego, żałosnego kuzyna”. Inna kobieta opowiada o nim jako o „słabeuszu” – takim, który pójdzie za swoimi zachciankami. Nie ma w nim siły, to rodzaj autystycznej osobowości, która woli kontaktować się poprzez kulawe formy komunikacji – jak choćby listy.



Młody John przedstawiony jest jako mężczyzna, który – pozbawiony umiejętności społecznych – w odruchu obronnym tłumi emocje. Podczas seksu włącza muzykę poważną i każe partnerce wsłuchiwać się w jej takty, żeby zagłuszyć swoją obecność. Uprzejmie dziękuje innym za rady dotyczące małżeństwa, ale wie, że to droga nie dla niego. Wybiera jedyną możliwą ścieżkę: pisanie.
Reklama
Litery to dla niego szansa na komunikację ze światem. W literaturze upatruje unikalnego sensu egzystencji. Ukazuje się jego debiutancka książka – „Ciemny kraj”, którą John prezentuje zdumionym znajomym.
Reklama
W nagrodzonym niedawno australijską Queensland Premier’s Literary Award „Lecie” znajdziemy też – należało się tego spodziewać – rozrachunki z polityką apartheidu. Rzecz dzieje się w latach 70., szczytowym okresie systemu segregacji rasowej. „Afryka – ziemia głosujących mas, którymi władają morderczy pajace” – notuje młody Coetzee w swoim dzienniku. A z zebranych przez żurnalistę opowieści dowiadujemy się wiele o opartych na nieufności i wrogości stosunkach między czarnymi a białymi – tylko z rzadka i na chwilę łagodzi ten konflikt akcydentalna solidarność.



Relacje międzyludzkie w ogóle przesycone są tu rezerwą. Syn pielęgnuje ciężko chorego ojca – w tym związku pełno jest niewypowiedzianej miłości, ale nikt nie ubiera jej w słowa. Obaj panowie Coetzee są wycofani, pokaleczeni emocjonalnie. „Samotny mężczyzna, zwłaszcza z rodu Coetzeech, przypomina łódź bez wioseł, steru albo żagli” – pada gdzieś podsumowanie.
W tej oszczędnej, świetnie napisanej powieści Coetzee jest wobec siebie bezlitosny, zdobywając się jednocześnie na wielką otwartość i równie wielki dystans wobec własnej osoby. Nie dowiemy się, ile w tym żyjącym na kartach „Lata” samotniku rzeczywiście jest noblisty, ale w ostatecznym rozrachunku ta wiedza nie wydaje się zanadto potrzebna. Literatura wygrywa, kiedy potrafi stworzyć nietuzinkowego bohatera – a zagadkowy Coetzee z „Lata” z pewnością nim jest.
LATO | J.M. Coetzee | przeł. Dariusz Żukowski | Znak 2010 | 26 PLN •