To miasto zaczęło powstawać w 1974 roku, kiedy Mendoza zabrał się do pisania "Prawdy o sprawie Savolty". Chodzi o Barcelonę z jego książek. Jest inna od tej, którą możecie znać z rzeczywistości. Barcelona Mendozy przeżywa wieki niepowodzeń i lata chwały, długie okresy bałaganu, rozwoju, na krótko przerywane stagnacją albo nudą. Jej mieszkańcy dzielą się na imigrantów, karierowiczów, zgnuśniałych burżujów oraz odważnych spryciarzy, którzy we krwi mają żądzę rozniecania przewrotów. Nie dla samej anarchii, ale dlatego, że chcą dokonywać zmian, piąć się wzwyż.
W "Lekkiej komedii" latem 1948 roku Katalonia zastygła w spokoju, gorzkim przez zwycięstwo nacjonalistów w wojnie domowej. Problemy tego czasu – brak stabilności finansowej kraju, duże społeczne podziały – nie dotyczą Carlosa Prullasa, bawidamka, autora sztuk teatralnych. Prowadzi bogate życie towarzyskie, celebruje codzienną rutynę wyższej klasy średniej. Ma czas, żeby przy porannej kawie czytać kilka gazet. Do pracy, czyli do teatru, chodzi, kiedy jest mu po drodze. Z przyjaciółmi i żoną spotyka się w dobrych restauracjach. Odpoczywa w letnim domu nad morzem.
Gubi go kochanka. Kiedy jej partner zostaje zabity, podejrzenie pada na Carlosa. Policja nie wierzy w jego niewinność, zatem sam postanawia odnaleźć zabójcę. Przy okazji poznaje Barcelonę, która dotąd była dla niego tajemnicą.



Reklama
Podział miasta na bogate i biedne, jasne i ciemne jest w tej powieści wyjątkowo wyrazisty. Dostatnią dzielnicę Eixample Mendoza opisuje jak utopię zrealizowaną dokładnie według prawdziwego projektu architektonicznego z połowy XIX wieku. Geometryczny układ ulic, czyste przestronne mieszkania, równo ustawione kamienice, księżyc zazwyczaj w pełni. Stare miasto oraz dzielnica chińska to labirynty ciasnych brudnych ulic, pełne kloszardów, dziwek, pijaków. Tam burżuazyjny wygląd Carlosa, jego zachowanie wydają się nienaturalne, śmieszne albo groteskowe. Z wolna zaczyna przypominać bohaterów swoich sztuk.
Reklama
Mendoza parodiuje gatunek, który nazywa powieścią na sofę. Przerysowuje cechy czytadła – spokojny ton opowiadania, emocjonalność bohaterów, piętrzenie problemów, o których wiadomo, że zostaną pomyślnie rozwiązane, dokładne opisy zwyczajnych czynności, takich jak czytanie gazet. Wszystko jest tu ironią, podawaną tak, jak w literaturze potrafi tylko Mendoza – z wielką elegancją i umiarem. Zachowuje przy tym tradycyjny humor literatury hiszpańskiej, polegający na zderzeniu realizmu kontekstu z surrealizmem dialogów albo wydarzeń, jak u Cervantesa.
"Lekka komedia" poza mistrzostwem narracyjnym daje też ważny element portretu Barcelony, który Eduardo Mendoza buduje od swojej pierwszej powieści. Współczesność tego miasta opisuje, przypominając jego historię. "Nie interesują mnie daty, odwołuję się do nich, tylko jeśli pomagają opowiadać o tożsamości".



O czasie przygotowań do Wystawy Światowej w końcu lat 80. XIX wieku pisał, żeby wskazać naiwność Katalończyków. Przypominał drugą połowę lat 80. XX wieku w Barcelonie, żeby wyrazić tendencję jej mieszkańców do wielkich zrywów, ale też trwania w bałaganie. W swoich książkach – takich jak "Prawda o sprawie Savolty", "Miasto cudów", "Mauricio, czyli wybory" – zachwyt nad miejscem, z którego pochodzi pisarz, miesza się ze złością. "W to miasto trzeba inwestować, żeby usprawiedliwiać jego istnienie" – mówił w 1989 roku.
Niedawno dostał Premio Planeta, jedną z najważniejszych nagród przyznawanych pisarzom hiszpańskojęzycznym, a na pewno najwyższą pod względem finansowym – 601 tysięcy euro. Wyróżniono jego powieść "Rin~a de gatos, Madrid 1936", której akcja zaczyna się w wigilię wojny domowej w Hiszpanii. Można ją uznać za historię sprzed "Lekkiej komedii", kolejny krok do zrozumienia Katalończyków.
LEKKA KOMEDIA | Eduardo Mendoza | przeł. Zofia Wasitowa | Znak 2010 | 37,90 PLN