"Sezon maczet" to kolejna część trylogii francuskiego dziennikarza Jeana Hatzfelda poświęconej ludobójstwu w Rwandzie. W ciągu około 100 dni - od kwietnia do lipca 1994 roku - przedstawiciele stanowiącej na terenie Rwandy większość grupy etnicznej Hutu wymordowało około miliona współmieszkańców swojego kraju - Tutsich. Hatzfeld, który w sumie spędził w Rwandzie kilka lat, wydał kilka książek opisujących samo ludobójstwo i jego skutki - życie ocalałych i tych, którzy mordowali. Dziennikarz skoncentrował się na rwandyjskim regionie Nyamata, gdzie przed masakrą, w położonych na wzgórzach wśród bagien wioskach, żyli obok siebie Hutu i Tutsi.

Reklama

Hatzfeld w opublikowanych wcześniej w Polsce książkach "Strategia antylop" (2009) i "Nagość życia" (2011) spisał świadectwa nielicznych ocalałych Tutsi. W "Sezonie maczet" zwraca się do mieszkających na skraju bagien sprawców rzezi. Udaje mu się zdobyć zaufanie dziesięciu Hutu odsiadujących kary więzienia za udział w ludobójstwie. Są wśród nich rolnicy, były wojskowy, nauczyciel. Wiosną 1994 roku stali się bezlitosnymi katami swoich sąsiadów, członków tej samej drużyny piłkarskiej, ludzi, z którymi chodzili na niedzielne msze, przyjaciół. Nie próbują się usprawiedliwiać, pomniejszać swojej odpowiedzialności. Opowiadają szczerze, starając się po czasie zrozumieć sytuację, która ich przerosła. Jak stwierdza jeden z nich: Trudno jest nas osądzić, gdyż to, co robiliśmy, przekracza granice ludzkiej wyobraźni.

Hatzfeld zauważa, że ludobójstwo w Rwandzie miało bardzo szczególny charakter, który wiąże się z faktem, że odbywało się na wsi a sprawcami byli rolnicy. Do zabijania używali tych samych narzędzi, którymi pracują na polach - maczet. Zabijali w rytmie sezonowych prac - pisze Hatzfeld. Uderza, że wszyscy Hutu, którzy zdecydowali się na rozmowy z reporterem, wielokrotnie podkreślają, że polowania na Tutsich traktowali jak zadanie do wykonania, kolejną, niezbyt przyjemną pracę do zrobienia. Przez półtora miesiąca co rano spotykali się na miejscowym boisku, a potem, ze śpiewem na ustach, ruszali na pobliskie bagna, gdzie ukrywali się Tutsi. Przez kilka godzin dziennie mężczyźni Hutu szukali swych ofiar na bagnach i systematycznie mordowali. O godzinie 16 kończyli "pracę". Dowódca grupy gwizdkiem dawał sygnał do zakończenia roboty, uczestnicy ekspedycji wracali do domu, brali kąpiel, jedli kolację i wychodzili pogadać z kolegami przy piwie o tym, jak minął dzień. Istniała silna presja społeczności, aby wszyscy Hutu brali udział w polowaniach, wydajne zabijanie gwarantowało udział w łupach. Wieczorami cała społeczność Hutu wspólnie biesiadowała, świętując niespotykany dobrobyt, dzięki zagrabionym z opuszczonych domostw Tutsich zapasom.

Wielu zastanawiało się, w jaki sposób Hutu podczas masakr rozpoznawali Tutsich, ponieważ obie grupy etniczne posługują się tym samym językiem, różnice fizyczne pomiędzy nimi rzadko rzucają się w oczy. Hatzfeld podkreśla, że nie było takiego problemu, ponieważ sprawcy i ofiary doskonale się znali, najczęściej wychowywali się razem od dzieciństwa, uczęszczali do jednej szkoły, modlili się w tym samym kościele. "Ludobójstwo po sąsiedzku" - tak opisuje wydarzenia z wiosny 1994 roku reporter. Niemal nie zdarzało się, aby mordercy ulegli litości i oszczędzili kogoś znajomego. W rzadkich przypadkach małżeństw mieszanych mąż Hutu mógł ocalić żonę Tutsi przez wyjątkowo gorliwy udział w morderstwach.

Reklama

Wspominając wydarzenia z wiosny 1994 roku rozmówcy Hatzfelda często podkreślają, że nie umieją wytłumaczyć swojego postępowania, zidentyfikować emocji, jakie wtedy odczuwali. Wszyscy też powtarzają, że wykonywali polecenia bliżej nieokreślonych inspiratorów rzezi, mieli poczucie, że "tak trzeba zrobić", a oni są tylko wykonawcami planu, lojalnymi wobec własnej grupy etnicznej. Większość rozmówców Hatzfelda uważa się za dobrych ludzi, bardzo pragną powrócić do normalnego życia i mają na to nadzieję.

"Sezon maczet" trwał w Nyamacie do lipca 1994 roku, kiedy do prowincji wkroczyły wojska Rwandyjskiego Frontu Patriotycznego - sił Tutsich, które wkrótce opanowały cały kraj. Blisko dwa miliony Hutu, obawiając się odwetu Tutsi, uciekło z Rwandy przez granice do Burundi, Tanzanii, Ugandy i Zairu. Większość z nich po pewnym czasie wróciła do ojczyzny, część sprawców masakry została osądzona i skazana na kary więzienia. W Nyamacie, podobnie jak w całej Rwandzie, ocaleni z masakry Tutsi żyją w sąsiedztwie Hutu, którzy wiosną 1994 roku polowali na nich z maczetami.

Jean Hatzfeld (ur. w 1949 roku) - reporter, korespondent wojenny, pisarz - opisywał upadek komunizmu w Europie Środkowej, pracował jako korespondent wojenny z objętych kryzysem zbrojnym krajach Bliskiego Wschodu, na Haiti, w Kongu, Algierii i Burundi, trzy lata spędził w byłej Jugosławii, gdzie został ranny podczas ostrzału Sarajewa. Doświadczenia te zaowocowały dwiema książkami: "L'Air de la guerre" (1994) oraz "La guerre au bord du fleuve" (1999). W 1994 roku wyruszył do Rwandy. Opublikował trzy książki poświęcone rwandyjskiej wojnie domowej: w 2000 roku "Nagość życia. Opowieść z bagien Rwandy" (nagrodzoną m.in. Prix Pierre Mille i Prix France Culture), w 2003 roku "Sezon maczet", za którą otrzymał Prix Joseph Kessel i Prix Femina Essai, oraz "Strategię antylop", nagrodzoną w 2007 roku Prix M,dicis, jedną z najbardziej prestiżowych francuskich nagród literackich. Za opublikowaną w 2009 roku w Polsce Strategię antylop otrzymał Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego 2010.

Reklama

Książki Hatzfelda publikuje w Polsce wydawnictwo Czarne.

Media