Ale nie miało to nic w spólnego z apatycznym kołysaniem na biegunach fotela, w którym Miller zatracał się wieczorami w swoim mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, walcząc z upiorami przeszłości.

To było bujanie bez trzymanki, na granicy emocjonalnej wywrotki, wciągające ale i podszyte strachem. Bo to właśnie strach - a nie wspominani przez Millera znani dziennikarze - był w czasie takich wyjazdów jego najwierniejszym kompanem.

Reklama

Książka jest dla niego formą terapii. Miller opisuje 13 wojen i jedną, najważniejszą, którą stoczył we własnej głowie. Po pobycie w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego, gdzie leczył się sześć miesięcy, w tym dwa tygodnie na oddziale zamkniętym, postanowił po raz kolejny stawić czoła wspomnieniom i duchom zmarłych, których zatrzymał na tym świecie w swoich fotografiach.

Media

A jest ich wielu. To umierające z głodu afrykańskie dzieci, zapłakane czeczeńskie matki, które każdego dnia szukają nazwisk synów na tablicy z listą poległych, rumuński aktor z odstrzeloną połową twarzy czy legendarny afgański przywódca Ahmad Szah Masud. Miller każdego z nich miał na wyciągnięcie ręki, wielu bohaterów swoich zdjęć poznał bliżej, z niektórymi pił "brudzia", a nawet się z nimi zaprzyjaźnił.

Reklama

Każdy kolejny wyjazd był dla niego jak skok na główkę. A trzeba przyznać, że facet ma w tym doświadczenie. W końcu jest szesnastokrotnym mistrzem Polski w skokach do wody z trampoliny i wieży. Sport wyrzeźbił jego ciało i umysł, nauczył dyscypliny. W skokach do miejsc krwawych konfliktów też sięgnął podium. Zasiadł w jury World Press Photo. Ale zapłacił za to wysoką cenę. Kręgosłup pozostał cały, kończyny sprawne, ale zwichnięta psychika zrastać się będzie latami.

W książce ten, którego twarz na co dzień zasłonięta jest aparatem, opuszcza swoją gardę. Odsłania się i szczerze pisze nie tylko o tragediach utrwalonych na zdjęciach, ale też o tym, co działo się jego głowie, gdy naciskał migawkę. Bez zadęcia, puszenia się, dorabiania legendy. Najciekawsze są tu historie i obrazy, których aparat Millera nie zdołał uchwycić, ale wciąż zalegają w jego mrocznych mózgowych szufladach. I nie chcą zniknąć, bez względu na to ile razy padło sakramentalne "Miller, a chuj", rzucane pod nosem, by dodać sobie odwagi.

Książka "13 wojen i jedna" Krzysztofa Millera ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak