Do pierwszego starcia Anny Przybylskiej i tabloidów dochodzi tuż po zabiegu, który aktorka przeszła w związku z guzem trzustki. Już wtedy w jednej z gazet ukazuje się informacja, że Przybylska ma raka i jest po chemioterapii.

Reklama

To były kompletne bzdury. Przecież nie było nawet potwierdzenia wyników pierwszych badań, nie było pełnej diagnozy - mówi w książce "Ania" Małgorzata Rudowska, wieloletnia menadżerka i przyjaciółka aktorki.

Przybylska nie gwiazdorzyła, nie była zarozumiała czy butna, ale starała się chronić swoją prywatność. Jednak po pierwszych wieściach o jej chorobie sytuacja się komplikuje - podejście paparazzich do Ani zmienia się drastycznie.

Od momentu, gdy pojawiają się pod akademią medyczną, gdzie Przybylska leży po zabiegu w lipcu 2013, nie dają jej spokoju ani na chwilę. Koczują pod domem, zaczepiają na spacerach.

Reklama

Czasem, gdy paparazzi są szczególnie nachalni, Przybylskiej puszczają nerwy. Zaczyna wrzeszczeć, oni odpowiadają agresją i wszyscy lądują na policji. Jednak niczego to nie zmieniało. Dwa razy Przybylska składa na policji oficjalną skargę - sprawy są umarzane ze względu na "niską szkodliwość czynu". - Ania była wtedy jedną z pierwszych publicznych postaci, które walczyły o swoją prywatność - mówi Rudowska.

Reklama

Przybylska nie szła na układy, nie umawiała się na tzw. ustawki. Nie zależało jej, żeby pojawiać się w plotkarskich mediach - piszą w książce Grzegorz Kubicki i Maciej Drzewiecki. To jednak nie zniechęcało paparazzich. - Oni widząc, że w końcu ktoś się im postawił, robili wszystko, by ją złamać. Nie tylko nie odpuszczali, stawali się coraz bardziej chamscy i bezwzględni. "Gdyby nie my, nie byłabyś tym, kim jesteś" rzucali. Akurat. Gdyby nie oni, nie byłaby tak zaszczuta - opowiada Rudowska.

Paparazzi w końcu zaczynają na stałe biwakować pod domem Przybylskiej. Nie czekają jednak na "Przybylską prywatnie", oni chcą mieć "chorą Przybylską".

A potem rusza makabryczny wyścig: kto pierwszy poinformuje o tym, że Przybylska nie żyje. Do Rudowskiej co jakiś czas dzwonią znajomi dziennikarze i donoszą, że po redakcjach ktoś wydzwania i opowiada o śmierci aktorki.

16 lipca 2014 roku informacja z tytułem "Anna Przybylska nie żyje" pojawia się na Pudelku. Najpierw Przybylska to bagatelizuje, ale potem uświadamia sobie, że jej córka Oliwia jest przecież na obozie sportowym i że może się o tym dowiedzieć od koleżanek i kolegów. Ta historia zakończyła się sprawą sądową. Wyrok zapadł już po śmierci Przybylskiej. Każde z jej dzieci dostało po 100 tys. zł zadośćuczynienia.

Media
Pierwsza biografia Anny Przybylskiej
Łobuziara z urodą nastolatki i głosem Jana Himilsbacha, w zasadzie nie musiała niczego grać. Pojawiła się w polskim kinie znikąd i od razu stała się fenomenem: przed kamerą bardziej naturalna od szkolonych aktorek, utożsamiała "polski sen lat 90." – była idealną dziewczyną z sąsiedztwa, która trafiła na okładki magazynów i do telewizji w szczytowych godzinach oglądalności. Ania Przybylska została "Królową Serc" w kraju, w którym ludzie sukcesu – zwłaszcza "piękni i młodzi" – nigdy nie mają łatwo.

Była sympatyczną Marylką ze Złotopolskich, ale też dziewczyną z rozkładówki "Playboya"; Raz mówiła, że nie ma pomysłu na życie poza aktorstwem, a innym razem – że na pierwszym miejscu jest rodzina. Długo nie miała szczęścia w miłości, lecz ciągle była zakochana.

Spieszyła się momentami tak, jakby czuła, że to wszystko może zbyt długo nie potrwać. Jakby wiedziała, że szybko musi zawierać związek, zakładać rodzinę, urodzić dzieci, by zdążyć się jeszcze tym wszystkim nacieszyć – opowiadają w książce jej bliscy.