Miał to być kawał dobrej, rozrywkowej roboty, horror podszyty psychologią. Wybór gatunku nie dziwi, w końcu noblesse oblige - Hill jest synem mistrza gatunku, Stephena Kinga. Świetne jest wprowadzenie: poznajemy bohatera, podstarzałą gwiazdę rocka, który w studiu kolekcjonuje rozmaite makabryczne zabawki, w rodzaju rysunków wielokrotnego mordercy-pedofila, ludzkiej czaszki czy snuff movie (filmu rejestrującego prawdziwe morderstwo). Po osobniku o tak osobliwych zainteresowaniach można się spodziewać, że spotkają go rzeczy, od których zastygniemy w grozie po same paznokcie.

I na początku rzeczywiście tak jest: Jude, bo tak na imię amatorowi makabry, wygrywa na internetowej aukcji… ducha. A raczej garnitur, który ma być rzeczonego ducha nośnikiem. Żarty żartami, ale ubranie zapakowane w tytułowe pudełko w kształcie serca rzeczywiście okazuje się posiadać zdolność do materializowania się w dość odrażająca postać męską, oficjalnie już od jakiegoś czasu wąchającą kwiatki od spodu. Jej historia łączy się z traumatycznymi przeżyciami z przeszłości Jude’a i tragiczną śmiercią jego kochanki. Bohater wyrusza zatem w towarzystwie aktualnej damskiej sympatii w podróż do domu kobiety, która wysłała mu nawiedzony gajer.

Pomysły są świetne, ale Hill realizuje je w dużej części okrutnie schematycznie, jakby chciał zjechać na sankach po najłatwiejszym zboczu. Ciekawie sportretowany Jude okazuje się palantem, który swoje dziewczyny nazywa imionami kolejnych amerykańskich stanów - była Floryda, teraz jest Georgia itp. Przechodzi jednak obowiązkową przemianę wewnętrzną i odnajduje - jednak pełną światła - duszę. Jego obecne problemy w dużej mierze wynikają z… mrocznej rodzinnej przeszłości, a ściślej problemów z ojcem. Motyw nienawiści i poczucia winy jest stary jak świat i żeby na nowo nim zagrać, trzeba mieć dużo subtelności i naprawdę świeży pomysł. Hillowi go zabrakło.

Oczywiście "Pudełko w kształcie serca" to powieść rozrywkowa i trudno wymagać od niej psychologii na miarę Dostojewskiego. Niemniej również jako rozrywka sprawdza się średnio - chwilami rzeczywiście po kręgosłupie przebiega słaby dreszczyk, ale od horroru wymagamy przecież jęku i trzeszczenia kości. Najbardziej jednak przeszkadza to, że autor boi się zostawić wyobraźni czytelnika jakiekolwiek pole manewru, rozgrywa wszystko łopatologicznie do końca, wskazując dobrych i złych, opowiadając ze szczegółami, kto cierpiał, a kto się śmiał. Tracą na tym dialogi, które stają się ilustracją akcji, tłumacząc czytającemu, co kiedy się stało i dlaczego tak, żeby przypadkiem nie poczuł się zagubiony. Szkoda, bo Hill ma mroczną, nabytą w drodze dziedziczenia duszę i mnóstwo niezłych pomysłów. Widocznie, by sprawdziło się porzekadło "jaki ojciec, taki syn", potrzeba jeszcze trochę czasu.


Pudełko w kształcie serca
[Heart Shaped Box]
Joe Hill, przeł. Paulina Braiter, Prószyński i S-ka 2007










Reklama