47 wspomnień, każde niby inne, ale wszystkie dość podobne. Że pił, choć nie lubił wódki i miał słabą głowę; że był nieżyciowy, naiwny jak dziecko; że najszczęśliwiej czuł się jako kawaler z nieodłącznym Kobielą na Wybrzeżu, a przygasł po ślubie, w Warszawie; że cierpiał na kompleks Maćka Chełmickiego; że kino (w domyśle Wajda) nie wykorzystało jego możliwości. Mnożą się te same epitety: brat-łata, niepoprawny romantyk, erotoman-gawędziarz, polski James Dean. Nawet anegdoty powtarzają się po kilka razy, choć w różnych wersjach.

Reklama

Wyłania się z tych relacji portret człowieka, z którym wielu chodziło pod rękę, ale nikt nie był w stanie wytrzymać tempa. Ani koledzy z dzieciństwa, Bim-bomowcy, reżyserzy, operatorzy, ani jego "chwilowe narzeczone". Wszyscy koncentrują się na niezwykłości albo zwykłości, ale w większości ich wspomnienia w próbach oświetlenia fenomenu Cybulskiego są dość bezradne, uciekające w suchą rzeczowość, kronikarski obiektywizm, anegdotę, rzadziej w intymność. Za wiele w tym zbiorze tekstów sentymentalnych, adresowanych do tych, którzy Cybulskiego znają, uwielbiają i chcą się w tej miłości utwierdzić. Najciekawsze są jednak relacje tych, którzy za Cybulskim nadążyć w ogóle nie próbowali i potrafią się zdobyć na celny dystans. Choćby taki, na jaki stać Tadeusza Konwickiego, który ośmiela się pisać, że przynajmniej do czasu nie przepadał za Cybulskim jako człowiekiem, choć cenił go jako aktora (obsadził go przecież w "Salcie"). Nie cierpiał jego roli w "Popiele i diamencie". To bezsprzecznie najlepszy fragment książki Marioli Pryzwan.

Konwicki bywa złośliwy, zaczepny i choć przy tym wyrozumiały, to jednak wyraźnie wyłamuje się z chóru. Tak samo jak Agnieszka Osiecka w nostalgicznej, ale jednocześnie syntetycznej impresji na temat człowieka dźwigającego ciężar swej legendy niczym garb. Albo Jacek Fedorowicz snujący wspomnienie z sobie właściwą dezynwolturą. Szczerością rozbraja wyznanie żony Cybulskiego, a przedtem wieloletniej narzeczonej - Elżbiety Chwalibóg, zaskakuje emocjonalnością i brakiem kabotyńskiej pozy zapis Daniela Olbrychskiego. Wspólne dzieciństwo spędzane na kresach i harcerskie czasy na ziemiach odzyskanych przywołuje kuzyn aktora - Wojciech Jaruzelski (obaj byli dalekimi krewnymi generała - nie rozumiem, chyba Cybulski był).

Kończy tę książkę natomiast długi list Andrzeja Wajdy, chyba niepotrzebnie skupiony na tłumaczeniu się z powtarzanych zarzutów o porzucenie Cybulskiego, zmarnowanie jego talentu. Wytłumaczył się już reżyser we "Wszystko na sprzedaż". Dziś nie ma chyba sensu pisać o nieświadomości upływu czasu, żałować straconych okazji. Już lepiej opowiadać anegdoty: zabawne, smakowite, mięsiste, nostalgiczne. Dzięki nim "Cześć, starenia!" to najlepsza, obok eseju Jerzego Afanasjewa "Okno Zbyszka Cybulskiego" (wznowienie wkrótce) wspomnieniowa książka o legendarnym aktorze.

Reklama

Cześć, starenia! Wspomnienia o Zbyszku Cybulskim

Mariola Pryzwan; PIW 2007