Podczas lektury "Gulaszu z turula" przypomniałem sobie pewien rysunek Andrzeja Mleczki. Nie mam pewności, czy dobrze go zapamiętałem, ale był to chyba wizerunek kobiety i mężczyzny. Oboje oklapli na fotelach, ze wzrokiem wbitym w sufit. - Twoja depresja - mówi facet - przy mojej depresji jest doprawdy śmieszna.

Myślę, że on był Węgrem, a ona - Polką. Jeśli wydawało nam się, że jesteśmy narodem frustratów zapatrzonych w przeszłość, to myliliśmy się. W porównaniu z Węgrami możemy uchodzić za postrzelonych optymistów. Ich rozpacz jest bezdenna, ich smutek - czarny jak smoła, ich nostalgia - nie do zaspokojenia. Madziarzy kochają swoje klęski nieszczęśliwą, romantyczną miłością, przy której polskie emocje są jak lekko rozpuszczone lody na patyku.

Varga, w połowie Polak, w połowie Węgier - a przy tym dobry pisarz - umie te sentymenty zgrabnie ubrać w słowa i proponuje eseistyczną podróż po madziarskich obsesjach, obalając przy okazji nieco stereotypów na temat tamtejszej kuchni i temperamentu.

Najciekawiej opisane w "Gulaszu z turula" są osobliwości węgierskiej pamięci historycznej: odwieczne poczucie izolacji i narodowy kult porażek połączony z mocarstwowymi ambicjami (Wielkie Węgry sprzed 1920 roku "przypominające kształtem kotlet schabowy"), połączone ze szczególną prowincjonalną apatią i znaną w świecie skłonnością do popełniania spektakularnych samobójstw. Varga jest w tej opowieści jednocześnie swój i obcy, kpi z własnej madziarskości, wytyka ją palcami, a zarazem współczuje.

A jednak, gdyby było tak źle, jak pisze autor "Nagrobku z lastryko", Węgrzy dawno znikliby z mapy Europy. Część tego mrocznego koszmaru to literacka inwencja, wyolbrzymiona brzydota, smutek widziany przez szkło powiększające. Varga daje się ponieść nie tylko pisarskim umiejętnościom (z dobrym zresztą skutkiem), ale i tej madziarskości, z którą się wadzi. Ostatecznie - jak mawiał stary kapral Procházka ze "Szwejka", spuszczając kolejnego Węgra ze schodów - "Každej Mad’ár může za to, že je Mad’ár" ("To wina Madziara, że jest Madziarem").

Nie mogę się przy tym oprzeć wrażeniu, że ta książka wydaje się tak interesująca nie dlatego, że opowiada o jakimś egzotycznym kraju, ale dlatego, że mówi też o Polsce. Co więcej, Polska też czeka na esej, który potraktuje jej szaleństwo ze zrozumieniem.

Gulasz z turula

Krzysztof Varga, Czarne 2008













Reklama